sobota, 31 grudnia 2011

Noworoczne postanowienia

Tradycyjnie, jak co roku postanawiam niczego nie postanawiać. Jak ktoś musi proszę bardzo, ja nie czuję takiej potrzeby. Moje postanowienia pojawiają się jako zamysły przyszłych działań na bieżąco, w ciągu roku i wtedy je realizuję. Z mojego puntu widzenia przełom roków nie jest żadnym magicznym terminem. Jednakowoż tym, co muszą sobie postanowić (najlepiej, że po północy już nie palą) życzę powodzenia. 

piątek, 23 grudnia 2011

Świąteczna pustka na ulicach

Niby jeszcze dzisiaj jestem w pracy, co de facto oznacza "pracową" wigilię. Ale na drogach już święta. Pewnie ci, co jadą w Polskę będą mówić o natężeniu ruchu tu i ówdzie. Ja natomiast mogę dziś powiedzieć, że dawno już nie było tak pusto na ulicach, kiedy jechałam rano do pracy. A najlepszym dowodem na to niech będzie fakt, że na takim wielkim wyświetlaczu nad Wisłostradą, tuż przed Mostem Śląsko-Dąbrowskim, zamiast standardowego "Zator przed tunelem", pojawił się dziś zupełnie inny napis. Aż musiałam się przyjrzeć o co chodzi, a głosił on: "Zamknięty Most Śląsko-Dąbrowski". Wesołych Świąt!

niedziela, 18 grudnia 2011

Diablo II and The Chamber of Secrets

Wiem, że to bardzo stara gra, jak na dzisiejsze standardy. I co z tego? Jakoś Blizzard wciąż utrzymuje serwery BattleNet, bo ludziska wciąż grają on-line. Nie od dziś wiadomo, że taki parametr opisujący grę komputerową, jak grywalność niewiele ma wspólnego (o ile w ogóle cokolwiek) z datą jej wydania. No dobra, może trochę dziwnie gra się w rozdzielczości 800 x 600 na panoramicznym ekranie full HD (1920 x 1080), ale co tam.
Mam polską wersję Diablo II LoD i już przywykłam do niedoróbek w tłumaczeniu typu: obrona przeciw pociksom, brodaty topów itp. Chociaż przyznać muszę, że ciężko mi było przestawić się z angielskiego na polski. Do dziś, odruchowo i automatycznie nazwy znajdywanych przedmiotów tłumaczę sobie w myślach na angielski, żeby wiedzieć czy w ogóle warto się po nie schylać. 
Wczoraj jednakowoż, na czarodziejskim wypadzie po runy, spotkała mnie niespodzianka. Wprawdzie programiści Blizzarda przygotowali ukryte komnaty w pierwszym epizodzie, kiedy idzie się zabić niejaką Andariel, ale aby dostać się do ich środka wystarczy przesunąć odpowiednią ściankę. Natomiast ja wczoraj znalazłam się na "balkoniku" całkowicie poza legalnym korytarzem. Odkrycie to sprawiło mi wiele uciechy, bo znalezienie się w tym miejscu na planszy możliwe było tylko dzięki umiejętności teleport, jaką ma czarodziejka. W tej lokacji nie ma przesuwanych ścian. Na mapce dokładniej widać, że dwa krzyżyki, czyli ja i mój wierny barbarzyński towarzysz znajdujemy się poza oficjalną lokacją. A tak to wygląda: 


Tyle lat (1994), a jeszcze gra potrafi człowieka czymś zaskoczyć... Normalnie: Diablo II i Komnata Tajemnic, hehe...

piątek, 16 grudnia 2011

czwartek, 15 grudnia 2011

Policjant kierujący ruchem na skrzyżowaniu

Ze zgrozą stwierdziłam dziś, że dla wielu ludzi jest to czarna magia. Zaobserwowałam to na własne oczy, więc wiem, co mówię. Może biedy byłoby pół, gdyby nie działała sygnalizacja świetlna, bo wtedy wszyscy siłą rzeczy skupiają się na tym gościu z gwizdkiem. Ale w tym wypadku sygnalizacja niestety działała, więc policjant sobie, a ludzie sobie. Zwłaszcza piesi. Pomimo, że policjant kierujący ruchem pokazywał, że dla ich kierunku ruchu jest "zielone", to sygnalizator na przejściu wyświetlał czerwone, więc wszyscy stali równym murem. Wleźli na jezdnię jak jedn mąż, kiedy zapaliło się zielone na sygnalizatorze. Co gorsza kiedy policjant pokazał wolną drogę dla skręcających, co wiązało się z przejazdem pojazdów przez kolejne przejście dla pieszych, po przejechaniu przez skrzyżowanie, to i tak pierwszy kierowca musiał się natychmiast zatrzymać, bo stada baranów, które ruszyło do przodu "bo mają teraz zielone", nie był w stanie zatrzymać nawet funkcjonariusz straży miejskiej, chociaż rozłożył szeroko ramiona. Już otwierałam usta, żeby krzyknąć "Stój!", ale i tak bym nie zdążyła, bo zadziałał instynkt stadny i stado ruszyło "za ogonem", a pierwsza na jezdnię wlazła nie oglądając się na nic innego poza zielonym ludzikiem na sygnalizatorze, dotknięta nieśmiertelnością moherowa babcia. 
Zgroza, naprawdę zdjęła mnie zgroza i jeszcze dłuższą chwilę pozostawałam w szoku, jacy ludzie są tępi i NIEPRZYSTOSOWANI do życia w mieście! Podobno istnieje coś takiego, jak wychowanie komunikacyjne w szkołach. Oby! I mam nadzieję, że się ludzie czegoś na tym nauczą, a potem zastosują w codziennym życiu. Nie pierwszy raz spotykam się z sytuacją kiedy stwierdzam, że piesi też powinni przechodzić coś na kształt kursu na prawo jazdy. Obowiązkowa powinna być nauka znaków drogowych, tzw. poziomego oznakowania jezdni, a przede wszystkim sposoby bezpiecznego i bezkolizyjnego poruszania się po ulicach i chodnikach oraz w sąsiedztwie ścieżek rowerowych (!), no i wreszcie nauka zachowania się na skrzyżowaniu, na którym ruchem kieruje policjant. Kiedyś widziałam na Demotywatorach taki obrazek z przyspieszonym kursem poruszania się po mieście i w komunikacji miejskiej dla początkujących użytkowników miasta, może znajdę, to tu wkleję. Bardzo pouczający. Tymczasem załączam link do ściągawki z przepisów ruchu drogowego wraz z obrazkami, z którego można się dowiedzieć co pokazuje nam osoba kierująca ruchem.
A tak przy okazji: sygnalizacja świetlna, to tylko trochę metalu, szkła i prąd elektryczny. Policjant czy inna osoba kierująca ruchem TO CZŁOWIEK, NA KTÓREGO SPADA ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA TWOJE BEZPIECZEŃSTWO. Proszę to wziąć pod uwagę, jak następnym razem na skrzyżowaniu będzie słychać gwizdek.

sobota, 10 grudnia 2011

Poniatoszczak(i) dwa

Gnębi nas susza, przez Wisłę można nieomal przejść suchą stopą z jednego brzegu na drugi. Znajomy opowiadał, że ostatnio na środku rzeki zawadził brzuchem kajaka o dno. Ja postanowiłam dołączyć do grona ciekawskich, którzy chodzą oglądać resztki przedwojennego Mostu Poniatowskiego, który wyłonił się na praskim brzegu. Moja decyzja była nader słuszna, jak się okazało, bo nawet jak na zamówienie wyszło słońce do robienia zdjęć. Oto kilka z nich: 














 




Jak to przeczytałam w necie pod innym zestawem fotek:
"Przejść się po przedwojennym moście w 2011 roku - bezcenne".






A na koniec jeszcze kawałek mozaiki, która wspiera niewielką skarpę pod filarem. Ciekawe: również przedwojenna, jak szczątki obok niej, czy już współczesna?
 

piątek, 9 grudnia 2011

Szkoda w Warszawie

Sama szkoda stała się wczoraj i wyglądała tak:


Fotki wyglądają dość przerażająco, ale nikomu nic się nie stało. Tylko, że ja patrząc na te zdjęcia pomyślałam od razu: "Szkoda, że Kubicki nie miał tyle szczęścia"...

Foto za tvnwarszawa.pl

czwartek, 1 grudnia 2011

Światowy Dzień AIDS

Zrób test.
Bądź zdrów.

Bring me to life

Wake me up inside
Wake me up inside
Call my name and save me from the dark
Bid my blood to run
Before I come undone
Save me from the nothing I've become

Now that I know what I'm without

You can't just leave me
Breathe into me and make me real
Bring me to life

Wake me up inside

Wake me up inside
Call my name and save me from the dark
Bid my blood to run
Before I come undone
Save me from the nothing I've become

Evanescence, "Bring me to life"

sobota, 26 listopada 2011

Dwa red bulle i baton

He, he, historia lubi się powtarzać. 
Ostatnie kwalifikacje sezonu, tor Interlagos, Brazylia. Pierwsze trzy miejsca na liscie startowej do jutrzejszego GP: Red Bull Vettela, Red Bull Webbera (!!!) i Jenson Buton z McLarena. Jak by nie patrzeć: dwa Red Bulle i Buton. Kiedyś już była podobna konfiguracja, tyle że na mecie. 

Tym razem na mecie też tak było. Dali wreszcie Markowi Webberowi wycisnąć to jedyne zwycięstwo w sezonie 2011. Wydusili je, jak krostę na dupie, kiedy Vettel miał już zgarnięte wszystko, co było do zgarnięcia. Taka nagroda pocieszenia dla wiernego sługi. 

środa, 23 listopada 2011

Tu byłem. Balkon.



Od gołych cegieł, z których barbarzyńsko obtłuczono wszelkie dekoracje, od zamurowanych na ślepo okien i bram, smutniejszy jest jedynie widok nieistniejących już balkonów.

sobota, 19 listopada 2011

Sen o Warszawie

Przypomniało mi się, że zrobiłam kiedyś te foty specjalnie z myślą o blogu, więc dziś je zamieszczam.


Rajcatovy protlak


Może to i nieładnie śmiać się z języka obcego, zwłaszcza jednego z naszych sąsiadów, ale chyba każdy przyzna, że język czeski potrafi Polakowi dostarczyć niezapomnianych wrażeń. Na zakupionym przeze mnie pudełku przecieru pomidorowego widnieją słowa: rajcatovy protlak; zpracovana zelenina jednodruhova. Co to znaczy łatwo zgadnąć, ale jak to brzmi! Smacznego.

PS.
Już chyba wiem, skąd ta uśmiechnięta buźka na pudełku.
Swoją drogą ciekawe dlaczego to się nazywa "Happy Frucht", a nie "Happy Fruit" albo "Frohe Frucht"? Wymieszane takie, jak we wspólnej Europie...

Moje mitenki w całej okazałości

Oto i one - gotowe obydwie:


piątek, 18 listopada 2011

niedziela, 13 listopada 2011

Moja(e) mitenka(i)

Czyli do trzech razy sztuka.
Dorwałam się do robienia na drutach. Kurde, ależ to jest wciągające!
Postanowiłam zrobić sobie mitenki, coś, o czym marzę i co bardzo (bardzo, bardzo) chciałam mieć. Rzecz w tym, że jak się nie ma doświadczenia w robieniu na drutach, to ciężko wymierzyć, jak będzie dobrze. Zatem najpierw zrobiłam za małe - za małą robótkę. No to dorobiłam jeszcze kawałek i okazało się, że... zrobiłam za duże... 



No to myślę sobie, że spróbuję zszyć jednak tylko tą pierwszą część. Niestety była za mała.


Inna sprawa, że mitenka wykonana w całości z białej włóczki wygląda, jakbym miała na ręku gips. 
Ale ponieważ pozbierałam od Mamy i po ciotkach wszystkie dostępne kłębki wełny to miałam kilka kolorów. Mając zatem punkt odniesienia co będzie za małe, a co za duże zabrałam się do roboty po raz trzeci. Dołączyłam kolorek i oto efekt. Ta zeberka bardzo mi się podoba. 



Teraz jeszcze zrobię sobie drugą, do pary. ;-)

środa, 2 listopada 2011

Do trzech razy sztuka

Coś to transatlantyckie połączenie lotnicze Warszawa - Nowy Jork nie ma szczęścia... Chociaż wróć... patrząc na sytuację z wtorku, to może jednak ma i to sporo. Wiem, że już wszyscy wszystko wszędzie napisali o tym awaryjnym lądowaniu na Okęciu, a pilot jest gwiazdą fejsbuka. Ja chciałam tylko dodać, że jestem z niego dumna, że to Polak i pokazał taką klasę. Zwłaszcza wrażenie zrobiła na mnie wypowiedź jednego z pasażerów, który powiedział, że pilot usiadł miękko, jakby lądowali normalnie na kołach. Szacun. Resztę inni już napisali.

 SP-LAA Mikołaj Kopernik 14 marca 1980
SP-LBG Tadeusz Kościuszko 9 maja 1987

piątek, 28 października 2011

Warszawa latem 1947 r.

Właśnie dostałam namiar i link do stronki pokazującej odbudowywaną Warszawę. Zdjęcia zrobione latem 1947 roku. Ci, co mają konto na fejsbuku to pewnie znają. Ja nie mam, ale mam przyjaciół w internecie, którzy dzielą się ze mną takimi rzeczami (dzięki Zoltan). Więc i ja się dzielę: http://pokazywarka.pl/hi4dlh/.

 http://pokazywarka.pl/hi4dlh/

Powiem Wam szczerze, że te pozbawione tynków i ozdób kamienice przypominają mi dzięń powszedni na Pradze. W niektórych miejscach nic się nie zmieniło od 1947 roku... Równie dobrze te zdjęcia mogły być zrobione wczoraj.

czwartek, 27 października 2011

Niedziela, 23.10.2011, godz. 9:00

Tak wyglądał świat w niedzielny poranek. Po ładnej, ciepłej i słonecznej sobocie miałam nadzieję, że niedziela również taka będzie. Zwłaszcza, że zaplanowana była wycieczka i jak widać rano słońce usiłowało się przedrzeć przez chmury. Było tak pięknie, zimno, pusto, szron na trawie, że aż musiałam to uwiecznić.


A to już osławiony Szlak Golędzinowski, a przynajmniej jego fragment. Jazda tamtędy, ciut świt rano w niedzielę sprawia mi tyle frajdy! Niestety tym razem nie było sarenki. Mijałam tylko rybaków i takich, co to się wybrali na jogging na Szlak.Widok, jak w środku wsi, nie do wiary, że to środek miasta.

Polonez na bis

Postanowiłam pociągnąć jeszcze wątek polonezowy. Mianowicie kilka lat temu na Mariensztacie, pod knajpą "Baryłka", ustrzeliłam takie oto cudo:



I myliłby się ten, kto doszukiwałby się w tym egzemplarzu oryginalności. Zagadałam z właścicielem i dowiedziałam się, że jest to przerobiony Polonez Caro (!), bodaj z 1994 roku, zdaje się, że mu dano około 180 kucyków, ale szczegółów już nie pamiętam.
Jeden mój znajomy wyśmiewał moje zamiłowanie do Polonezów. Cóż.. Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.