niedziela, 29 kwietnia 2012

Porażka

Definicji porażek jest bodaj tyle, ile samych nieszczęść tym mianem określanych. Ja nie będę gorsza i swoją dorzucę, a co. Po przeszło 10 latach korzystania z telefonu komórkowego, na potrzeby tego wpisu nazwijmy go tradycyjnym, zachciało mi się nowoczesności. W związku z tym niedawno stałam się posiadaczką telefonu z dotykowym ekranem i klawiaturą qwerty - przy czym najważniejsze jest, że klawisze dostępne są tylko na tymże dotykowym ekranie. Zawsze uważałam, że ten układ klawiatury w telefonie to dobra rzecz, w końcu przyzwyczajeni jesteśmy chyba wszyscy klepać w klawisze pecetów, ja na pewno. Niestety skucha. Nie dość, że pisanie esemesów na dotykowym ekranie przypomina operację neurochirurgiczną - jeden fałszywy ruch i wszystko trafi szlag - to jeszcze gubię się straszliwie, bo odruchowo szukam klawiszy z trzema kolejnymi literkami. Może za sto lat opanuję tę maszynę. Na razie to przewielebna PORAŻKA!

czwartek, 26 kwietnia 2012

Asystentka

 
Uwali się na fotelu ze mną / przy mnie / na mnie / za mną - niepotrzebne skreślić, kiedy sobie wieczorkiem siedzę przy kompie i coś dłubię po swojemu. Mruczy albo nie i cierpliwie czeka aż pójdziemy spać. Albo zwolnię ciepły fotel.


Pesa

Dziś udało mi się zobaczyć jeden z bardziej lubianych przeze mnie tramwajów, czyli Pesę, ale z takiej strony, z której bardzo rzadko w ogóle się ją ogląda. Natychmiast chwyciłam aparat i łoto łona:


Przypomina mi trochę skomplikowane struktury na dachach wieżowców, albo fabryk, jakie widziałam w telewizji.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Plac Grzybowski

Plac Grzybowski różnie wyglądał na przestrzeni dziejów, chociaż jego kształt się nie zmienił. Kiedyś jeździły po nim tramwaje. Teraz już żadna linia tramwajowa tędy nie przebiega, ale podczas rewitalizacji tego miejsca nie zapomniano o tym fakcie. Zatem czas na przejażdżkę tramwajem po Placu.
Wjeżdżamy...


...przejeżdżamy...
 
...i wyjeżdżamy...

Rozmowy biurowe

- Mam. A co? Pożyczyć ci?

Pieczone jabłuszka

Pierwszy raz w życiu piekłam jabłka. Dla mojej Mamy do szpitala. Zapach tych jabłek był cudny, muszę to powtórzyć na święta. A jabłuszka wyglądały po upieczeniu tak:

 
Podobno były pyszne. Patrząc na to, co serwują w szpitalu oraz mierząc tempo, w jakim Mama je wciągnęła - jakoś w to nie wątpię.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Money for nothing...

...and chicks for free.
 Czy on nie wygląda znajomo?

Teraz operacje plastyczne i wszelkie inne poprawki są w modzie, załóżmy więc, że gościa odmłodzono, zrobiono lifting, odchudzono, ogolono... Zdjęto czapkę...



Tego drugiego to wszyscy już kojarzą: Dire Straits "Money for nothing". Rocznik 1978 jak podaje wszechwiedzący internet.

Ten pierwszy 34 lata później reklamuje usługi pocztowe. Od razu mi się skojarzył.




W tamtych czasach ludziom kopary opadały na widok animacji komputerowej w tymże teledysku. Czy dzisiaj komuś opada kopara kiedy stoi na poczcie i patrzy na owego zliftingowanego magazyniera?

wtorek, 17 kwietnia 2012

Starzeję się...

Kończyła mi się umowa, więc podreptałam wczoraj do mojego operatora po nową wraz z wymianą telefonu. Nie jestem fanem nowoczesnych technologii, nigdy nie byłam i raczej mało prawdopodobne, aby miało się to zmienić w najbliższej przyszłości. Zresztą w ogóle raczej to facetów kręcą coraz to nowe zabawki. Mniejsza o to. Od jakiegoś czasu miałam upatrzony aparat, nic niezwykłego w sumie, Nokia 500, ale dla mnie i tak giant leap, jak powiedziałby Neil Armstrong. Poprosiłam pana w salonie aby pokazał mi również Nokię Lumia, która także była dla mnie dostępna na wymianę. Najpierw spróbowałam ogarnąć tę drugą, przy czym słowo "ogarnąć" jest tu bardzo na miejscu, tak samo bardzo, jak słowo "próbowałam". Potem przymierzyłam się do pięćsetki i tutaj już znacznie łatwiej poszło nam zawarcie znajomości. Zakomunikowałam zatem panu sprzedawcy, że biorę Nokię 500, bo Lumii mam szansę nie ogarnąć do późnej starości... Jakie to okropne uczucie stanąć bezradnym wobec nowoczesnej technologii...

niedziela, 15 kwietnia 2012

Z punktu widzenia monopolisty - GP Chin na Polsat Sport Extra

Monopolista zazwyczaj ma cię w dupie i to głęboko. Bo jako monopolista to on dyktuje warunki, a tobie nie pozostaje nic innego, jak pokornie korzystać z jego łaski, a jak się nie spodoba, to spierdalaj. Idź pożalić się koniowi. Z przykrością stwierdzam, że tak postępuje Telewizja Polsat. Niestety jako jedyna polska telewizja nadają relacje z GP Formuły 1. Ja rozumiem, że to stacja komercyjna, a co za tym idzie musi zarobić na emisji reklam. Wszyscy wiedzą, że na Polsacie zostało to doprowadzone do granic absurdu i bloki reklamowe przerywa się filmem, a nie odwrotnie. Dawno temu było też tak, że reklamy leciały nawet podczas startu wyścigu Formuły 1! Ekran dzielony był na pół i kibic gówno widział z najważniejszej części wyścigu, ale za to stacja telewizyjna z pewnością przytulała sporą sumkę. Polsat zebrał za to później cięgi od rozżalonych kibiców i na długi czas zaprzestał podobnych praktyk. W zasadzie do dzisiaj nie miałam do czego się przyczepić. Dziś Polsat przerwał transmisję z wyścigu o GP Chin w trakcie ceremonii na podium. Niby nic takiego, w końcu wiadomo kto wygrał, kto był drugi i trzeci. Ale wkurwia. Na Polsacie Sport Extra jest godzinne studio przed GP, godzinne studio po GP, a telewizja ucina dekorację zwycięzców, żeby puścić reklamy. Wkurw za lekceważenie widzów i kibiców.

sobota, 14 kwietnia 2012

Być jak Ziva David

Nie polubiłam tego serialu, kiedy zetknęłam się z nim w telewizji. Sądziłam, że będzie gorszą imitacją J.A.G., którego swego czasu bardzo lubiłam. Kiedy więc widziałam charakterystyczną czołówkę natychmiast zmieniałam program. Aż obejrzałam odcinek Dead man walking i przepadłam. Czy na zmianę mojej decyzji wpłynął przystojny pan porucznik, romantyczna historia miłości, która nie ma szans rozkwitnąć, a może postać oficera łącznikowego Mossadu? Nie wiem. Najważniejsze, że ta postać stała się moją ulubioną i jest mi bliska. Teraz jestem w połowie 9 sezonu NCIS i już żałuję, że zaraz się skończy. 
W Dead man walking Ziva spisuje czym zajmował się niejaki Roy w ciągu ostatnich 24 godzin.W pewnym momencie pan porucznik mówi, że umył zęby i położył się spać, bo rano wstaje, żeby pobiegać. Ziva pyta, o której wstaje. 5:30 - pada odpowiedź. Ziva uśmiecha się pod nosem notując i mówi: "I thought I was the only one who gets up too early to excersise" (Sądziłam, że tylko ja wstaję zbyt wcześnie, żeby poćwiczyć). Potem okazało się, że państwo mijają się rano biegając swoje trasy po mieście. Biegania nie lubię, bo mnie bardzo męczy, wole jazdę rowerem, ale zawsze się zastanawiałam nad tym wstawaniem o 5:30, żeby poćwiczyć. Wiem, że to tylko film, ale z drugiej strony znam ludzi, którzy o 6 rano wskakują do basenu, żeby popływać jeszcze przed pracą. Zawsze im zazdrościłam samozaparcia, dyscypliny i w ogóle pomysłu. Fakt, ja sama w sezonie przed 9:00 w weekend jestem już dawno na trasie rowerem i wracam, kiedy inni dopiero wypełzają na swoje rowery, ale to nie to samo. 
Mniej więcej dwa miesiące temu wreszcie zdecydowałam się na zakup wioślarza - takiego przyrządu do ćwiczeń stacjonarnie w domu. Fenomenalna sprawa i stwierdzam, że powinnam była go kupić już dawno temu. Korzyści z używania ergometru nie będę wypisywać, bo każdy, kto się trochę rusza wie, jak pozytywny wpływ ma to na nasze samopoczucie. Wiem, że najlepsze efekty spalania zbędnego tłuszczyku uzyskuje się ćwicząc na czczo, a ponieważ zawsze wcześnie chodziłam spać i wcześnie wstawałam... 
Już nie zazdroszczę Zivie i Royowi. Wstaję o 5:30, robię rozgrzewkę, siadam na 30 minut na wioślarza (w tym czasie zrobię około 500-600 pociągnięć), piję kawę, biorę prysznic, jem śniadanie (tłuszczyk spala się na czczo, ale potem trzeba uzupełnić braki, przede wszystkim glikogen w mięśniach) i spokojnie szykuję się do wyjścia do pracy. W wolne dni śpię dłużej i ćwiczę później (byle na czczo), albo robię dzień przerwy, albo ćwiczę po południu. Stukają się w głowę, kiedy mówię, że wstaję o 5:30. A ja mam mnóstwo energii i dopisuje mi dobry humor. Inaczej patrzy się na świat, kiedy człowiek ma świadomość, że jest w stanie "wstać zbyt wcześnie, żeby poćwiczyć".
Semper Fi.


Dopisek:
Nie wierzcie w powtarzaną opinię, że wiosłuje się z wyprostowanymi plecami. To bzdura! Wiosłując na ergometrze z wyprostowanymi plecami można załatwić sobie bardzo poważną kontuzję odcinka lędźwiowego kręgosłupa.  Wystarczy poczytać o tym, jak prawidłowo wykonywać to ćwiczenie i popatrzeć, jak pływają osady wioślarskie (nie kajakarze!).