środa, 31 lipca 2013

Jazda próbna

Na gdańską starówkę potrzebuję dojechać autobusem linii 154. Stoję więc na przystanku i czekam. W końcu patrzę - jedzie! Ale zaraz, zaraz, co on tam ma napisane..? JAZDA PRÓBNA. No, szlag by to trafił!.. Nie no, halo, przecież jazda próbna nie miałaby numeru kursu, a tam wyraźnie jest napisane 154... Cholera jasna, co tam jest dokładnie napisane?! 

"154 JANA Z KOLNA".

W ruchu ulicznym - ja

Dzisiaj zwróciłam uwagę, że nabieram wprawy w jeździe rowerem po ulicach, w ruchu miejskim. Zawsze mnie to przerażało, te zmiany pasów, pędzące żelastwo obok mnie, ogarnianie znaków drogowych i w ogóle szeroko pojęty orient na drodze. A dziś zwróciłam uwagę, że już się nie boję wjechać między samochody czy mijać się z autobusem. Nawiasem mówiąc najbardziej lubię odcinek mojej drogi do i z pracy, który przebiega przez Miodową, Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat. Placu Krasińskich nie wymieniam celowo, bo poruszanie się tamtędy rowerem czy na piechotę to makabra. Ale wracając do tematu, lubię jeździć tym odcinkiem, bo jeżdżący tamtędy kierowcy autobusów są bezproblemowi w obsłudze. Naprawdę. To czysta przyjemność mijać się z nimi gdy ruszają z przystanków lub na nie zjeżdżają. Niestety kierowcy taksówek dzielnie pracują na zgoła odmienną opinię, ale nie mówmy o tym. Cieszę się, że na drodze idzie mi coraz lepiej i mam nadzieję, że tendencja się utrzyma. Cały czas wyobrażam sobie, jak będę pokonywać ulice motocyklem... Kiedyś. ;-)

Rower na kolizyjnym

Wracając dziś do domu zderzyłam się z innym rowerzystą na ścieżce. Po prostu pan nie mógł się zdecydować w którą stronę będzie odbijał, żebyśmy się minęli, podczas gdy ja konsekwentnie uciekałam na prawo. Ostatecznie pan wybrał swoje lewo i żeśmy się spotkali. To moja pierwsza większa kolizja od wielu lat. Spotkaliśmy się na tyle skutecznie, że przednie koło roweru pana zepchnęło moje przednie koło w bok pod takim kątem, że aż mi bark wyrwało ze stawu (ponieważ cały czas krzepko dzierżyłam kierownicę i ściskałam manetki hamulców). Ale nie to było najgorsze. Kiedy już się zatrzymaliśmy poczułam, jak moją łydkę ściska morderczy skurcz. Położyłam więc rower i usiadłam na chodniku zwijając się z bólu. Taki obrazek rzecz jasna zainteresował wszystkich dookoła. Jedna przejeżdżająca obok pani zapytała rezolutnie "Co się stało?" Na co ja jej równie rezolutnie, chociaż dużo mniej uprzejmym tonem odparłam, że "Chyba widać." Z kolei inny pan, który również się zatrzymał spytał po prostu czy wszystko w porządku. Tę panią przepraszam za moją może niezbyt miłą reakcję, ale jak człowieka akurat właśnie w tym momencie boli jak diabli, a widać, że doszło do zderzenia dwóch rowerów, to ostatnie, na co poszkodowany ma ochotę to odpowiadać na pytanie "co się stało"... Nic nikomu się nie stało. Pan mnie na koniec jeszcze rozczulił pytaniem czy z rowerem wszystko w porządku. Panie, pieprzyć rower, aby nam nic nie było! Podaliśmy sobie ręce na koniec i każde pojechało (lub potelepało się) w swoją stronę. Skurcz dokucza mi do teraz. 

Chciałabym podziękować WSZYSTKIM, którzy byli świadkami tego w sumie niegroźnego zdarzenia - rowerzystom jak i pieszym, którzy nas mijali, ponieważ NIKT Z WAS NIE PRZESZEDŁ ANI NIE PRZEJECHAŁ OBOK MNIE OBOJĘTNIE. KAŻDY Z WAS zainteresował się moim stanem i zaoferował swoją pomoc. Tym razem okazała się na szczęście niepotrzebna, ale Wasza postawa jest budująca. Gdy na rowerowym szlaku widzę, że ktoś ma kłopoty ze swoim rowerem zawsze podjeżdżam i pytam, czy mogę jakoś pomóc. Cieszę się, że tym razem zadziałało to także w drugą stronę. Podziękowałam Wam tam na miejscu, teraz dziękuję jeszcze raz. Szerokiej drogi, Kochani!

To wygląda jeszcze lepiej...

Okładka japońska:

niedziela, 28 lipca 2013

W drodze

Przepraszam za komarki na szybie. Nie wyczyścili jej. 
W drodze powrotnej do Warszawy trafiła nam się awaria sygnalizacji i ruchem kierował pan policjant. Jak powszechnie wiadomo uwielbiam policjantów kierujących ruchem. Ten spisywał się na medal. Ale sznurek samochodów jadących w kierunku nad morze ciągnął się baaardzo długo. 
Niestety po drodze widziałam dwie stłuczki, dwa wypadki (w tym jeden samochód w rowie do góry kołami) i jedną ciężarówkę, której eksplodowała opona. 


sobota, 27 lipca 2013

Prawo jazdy na rower - Gdańsk

W Warszawie nie spotkałam jeszcze takiego oznaczenia. No, ale w Warszawie ścieżki rowerowe nie biegną nad morzem i nie trzeba ustępować przejścia turystom pędzącym na plażę. 


Wyspa Sobieszewska

Oto plan:

Obeszliśmy dookoła jezioro Ptasi Raj. Wracaliśmy kamienną groblą, która biegnie wzdłuż napisu Wisła Śmiała. A oto jak wygląda owa grobla - kupka kamieni pośrodku niczego:

Musiałam pstryknąć fotki, bo nie wierzyłam, że tamtędy przeszłam.

Przy okazji pojawiły się łabądki. W końcu ptasi raj.


Czarna Perła & Galeon Lew

Czarna Perła w porcie gdańskim.


Powrót z Westerplatte (ja sobie w tym czasie wsuwam rybkę, wiadomo, nad morzem jestem).



W drodze na Westerplatte.




Galeon Lew.

Nigdy więcej wojny

Z dołu.


Z góry.

Z morza.

Na Westerplatte pojechałam autobusem. Najlepiej jednak wybrać się tam rowerem. Najgorzej statkiem. 

Zboże

Baltic Cruiser z Gibraltaru napełniany zbożem w gdańskim porcie.

Powrót do Gdańska

 "...I statki stojące na redzie przed Plymouth.
Klarować kotwicę! Najwyższy czas już..."



"...Przed nami główki portu już i kościelny słychać dzwon.
A na lądzie uciech nas czeka sto..."



Duży może więcej, czyli mijanka w porcie. My grzecznie czekamy, aż wypłynie kontenerowiec.









I containery popłynęły w świat.

Highway to Hel

 W drodze na Hel.

Hycel Celpski.

Helski PRL.

Ostatni dzwonek - kto nie zdąży, ten fujara.

Cumy zwolnione.


Odbijamy.

I Zatoka Gdańska. Morze gładkie jak stół, ja na pokładzie katamaranu - absolutne zero kołysania... Nuda. I spiekota. Ale za to Titanic all inclusive - na dziobie, a nawet na dwóch dziobach (w końcu to katamaran).


Gdy na morzu skwar i sztil,
gdy nawet mewa w powietrzu śpi,
na martwej fali rzyga Jaś,
jeden na to sposób masz...

Pociągnijmy z flaszy łyk! 
Wesoły wiatr powieje nam w mig!
Pociągnijmy jeszcze raz.
Wesoły wiatr prowadzi nas.