piątek, 16 stycznia 2015

Je suis Frank

Uwolniony kurs franka szwajcarskiego zszokował i mnie, przyznaję. Niemniej jednak zastanawiam się jakim cudem ten gość: 
w 7 lat ze 150 tysięcy zrobił pół miliona długu?

Brałam kredyt w podobnej do jego wysokości i zaledwie kilka lat wcześniej, niż on. Franek był wtedy po ok. 2,20 - 2,30 zł i był wtedy bodaj najstabilniejszą walutą - jego kurs był stabilny od dziesiątek lat (ostatnio czytałam, że od 40 lat). Dla tych wszystkich mądrali, którzy powtarzają, że należy brać kredyt w walucie, w której się zarabia dodam, że wówczas rata tego kredytu w złotych wynosiła ok. 1300 zł, denominowanego we frankach - ok. 650 zł. Dlatego ludzie zadłużali się we frankach. 
W ciągu kolejnych lat cena franka wzrosła do ok. 3,40 zł, ale w porównaniu do raty w złotówkach, rata we frankach nadal była dużo niższa. Tylko raz i na krótko zdarzyło się, że frank spadł poniżej 2,00 złotych (w trakcie spłacania przeze mnie kredytu). Nie pamiętam, czy to było akurat w 2008 roku, ale jeśli właśnie w tym momencie ten facet wziął kredyt, to dał się ustrzelić bankowi bez mydła. Niestety, nawet wtedy, kiedy frank spadł z powrotem do poziomu poniżej 2,00 zł nie było mnie stać na przewalutowanie kredytu na złotówki, bo w złotówkach było za drogo. To tanie okienko trwało bardzo krótko, przypominam sobie zaledwie ze dwie, trzy raty, potem kurs wrócił do poziomu ok. 3,40 zł. Teraz dopiero poszybował, po uwolnieniu kursu przez Szwajcarski Bank Centralny. Ale wiecie co? Moja rata nadal jeszcze nie sięgnęła pułapu raty w złotówkach (chociaż wiele już nie brakuje).
Jaki stąd płynie wniosek? Polacy są biedni, to na pewno (za waluty krajów ościennych płacimy 4 - 5 złotych), ale też taki, że jak się bierze kredyt denominowany w obcej walucie, to trzeba się zastanowić co się stanie, jeśli zmieni się kurs i rata wzrośnie dwukrotnie? Czy wtedy będzie mnie stać na spłacanie kredytu? Gość z reportażu wybitnie o tym nie pomyślał. Ale przecież wygodniej obrazić się na niedobry, zły bank...