piątek, 28 października 2011

Warszawa latem 1947 r.

Właśnie dostałam namiar i link do stronki pokazującej odbudowywaną Warszawę. Zdjęcia zrobione latem 1947 roku. Ci, co mają konto na fejsbuku to pewnie znają. Ja nie mam, ale mam przyjaciół w internecie, którzy dzielą się ze mną takimi rzeczami (dzięki Zoltan). Więc i ja się dzielę: http://pokazywarka.pl/hi4dlh/.

 http://pokazywarka.pl/hi4dlh/

Powiem Wam szczerze, że te pozbawione tynków i ozdób kamienice przypominają mi dzięń powszedni na Pradze. W niektórych miejscach nic się nie zmieniło od 1947 roku... Równie dobrze te zdjęcia mogły być zrobione wczoraj.

czwartek, 27 października 2011

Niedziela, 23.10.2011, godz. 9:00

Tak wyglądał świat w niedzielny poranek. Po ładnej, ciepłej i słonecznej sobocie miałam nadzieję, że niedziela również taka będzie. Zwłaszcza, że zaplanowana była wycieczka i jak widać rano słońce usiłowało się przedrzeć przez chmury. Było tak pięknie, zimno, pusto, szron na trawie, że aż musiałam to uwiecznić.


A to już osławiony Szlak Golędzinowski, a przynajmniej jego fragment. Jazda tamtędy, ciut świt rano w niedzielę sprawia mi tyle frajdy! Niestety tym razem nie było sarenki. Mijałam tylko rybaków i takich, co to się wybrali na jogging na Szlak.Widok, jak w środku wsi, nie do wiary, że to środek miasta.

Polonez na bis

Postanowiłam pociągnąć jeszcze wątek polonezowy. Mianowicie kilka lat temu na Mariensztacie, pod knajpą "Baryłka", ustrzeliłam takie oto cudo:



I myliłby się ten, kto doszukiwałby się w tym egzemplarzu oryginalności. Zagadałam z właścicielem i dowiedziałam się, że jest to przerobiony Polonez Caro (!), bodaj z 1994 roku, zdaje się, że mu dano około 180 kucyków, ale szczegółów już nie pamiętam.
Jeden mój znajomy wyśmiewał moje zamiłowanie do Polonezów. Cóż.. Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.

wtorek, 25 października 2011

Akwarum Borewicza

I jeszcze jeden obrazek z tej samej niedzieli.




Na pierwszy rzut oka legenda PRL-owskiej motoryzacji wygląda całkiem nieźle poza tym, że straciła listwy na bokach. Niestety urwany trok pod przednią maską zdradza, że być może ten Polonez nie przyjechał tu o własnych siłach. Mam nadzieję, że klasyk przetrzyma zimę, chociaż widać, że zadbany średnio, bo ma flaka. Na szczęście tylko na dole.

Dorożką po Muranowie


Widok z minionej niedzieli, kiedy to w trakcie rowerowej włóczęgi (tym razem w jakże zacnym towarzystwie!) zawitałam na Muranów. Zanim zdążyłam wybiec z Kopca Anielewicza na jezdnię (na dźwięk końskich kopyt) to tyle właśnie udało mi się zdjąć. Daaawno nie widziałam dorożki w Warszawie...


Dopisek z 27 października 2011:
Jak wyglądała cała wyżej opisana akcja przeczytać (i zobaczyć) można tu: http://wisien.blogspot.com/2011/10/dorozka-i-duzeka.html. Przy okazji jest tam również bonus dla fanów łydeczki DużegoKa. ;-)

środa, 19 października 2011

Poszukuję rozwiązania

Nie zawsze, ale irytująco często - jak chociażby TERAZ - w moich głośniczkach komputerowych odbieram rozmowy na CB. Czy ktoś wie, jak to powstrzymać? Jest jakiś sposób, żeby to zagłuszyć czy coś? Przecież szlag mnie trafi od wysłuchiwania tych pogaduszek.. Co można z tym zrobić?

Edit z dnia 20.10.2012:
Znalazłam w sieci taką poradę: "Problem występuje jak potencjometr głośności jest na max (lub prawie max ) przykręcony. Rozwiązanie jest proste. Przycisz kartę dźwiękową w sterowniku i podkręć regulacje głośności w kolumnach i to wszystko. Już żadne radio nie zagra."
Nie wiem czy o to chodziło, ale w Panelu sterowania zmniejszyłam Głośność do połowy, a potem sterowałam już tylko potencjometrem w głośnikach, ale to nic nie zmieniło. Na głośność odbierania rozmów przez radio nie ma to żadnego wpływu - to sobie po swojemu, niezmiennie buczy w głośnikach... :( 

i dopisek:
Mam głośniki Logitech. Przeczytałam, że firma stosuje jakieś układy scalone, które sprzyjają zbieraniu nadawanych dookoła transmisji. Taka uroda tych głośników, a raczej głośników tej firmy. Podobno Crative`y nie mają tego problemu. 

wtorek, 18 października 2011

Król Artur, Sherlock Holmes i Enigma

 Co mają ze sobą wspólnego? Skojarzenie, jakie powstało w mojej głowie. Ale od początku...
 

Jadąc do pracy mijam cztery metalowe figurki na ul. Sanguszki, przy Wisłostradzie. Te metalowe „ludziki” nazywałam do dziś „tańczącymi ludzikami”, bo tak mi się kojarzyły. Dziś przeczytałam, że to rzeźba „Rycerze króla Artura” dłuta (?) pani Abakanowicz. Niech i tak będzie.
Mnie bardziej kojarzą się z opowiadaniem sir Artura Conan Doyle`a „Tańczące sylwetki” (albo jakoś tak, czytałam dawno temu, teraz strzelam z pamięci). W każdym razie w opowiadaniu chodziło o symbole sylwetek ludzkich, które pojawiały się tu i ówdzie w ramach zaszyfrowanego komunikatu do jednej z bohaterek opowiadania. Oczywiście fakt, że jest to zaszyfrowana wiadomość rozszyfrował nie kto inny, tylko Sherlock Holmes. To on zwrócił uwagę, że niektóre postacie się powtarzają i zaczął podstawiać pod nie litery. Przy okazji tego opowiadania dowiedziałam się co nieco z podstaw kryptologii i tworzenia szyfrów. Mianowicie najczęściej występującą literą w języku angielskim jest E. I właśnie od owego E wyszedł Holmes, który (jakże by inaczej) rozwiązał zagadkę – po szczegóły odsyłam do opowiadania, nie chcę tu zanudzać.
Ale co ciekawe niedawno poczytałam o tym, jak to nasi polscy matematycy złamali kod Enigmy. Otóż oprócz zaprzęgnięcia do pracy zbyt skomplikowanych jak dla mnie wzorów matematycznych, przyjrzeli się również otrzymanym wynikom pod kątem językowym. Przypominam, że teraz dla odmiany mamy do czynienia z językiem niemieckim. A w nim, jak się okazuje, prawie nie występuje literka Y, co było istotne z punktu widzenia łamaczy kodu Enigmy, a co umknęło Niemcom, którzy za jej pomocą przesyłali meldunki. Nawiasem mówiąc, kiedy się w tym połapali, zaczęli stosować ów Y nagminnie (np. jako przecinek), co też zostało zauważone przez polskich uczonych. Polecam poczytać sobie więcej o złamaniu szyfru Enigmy, zwłaszcza wspomnienia pana Mariana Rejewskiego tutaj: http://www.spybooks.pl/pl/enigma.html – dla mnie była to fascynująca lektura!
I taki oto jest związek pomiędzy sylwetkami Rycerzy pani Abakanowicz, tańczącymi ludzikami z opowiadania sir Artura Conan Doyle`a, statystyką języka(-ów) oraz maszyną szyfrującą Enigma.

Fotografię rzeźby znalazłam w Internecie, prawdopodobnie na stronie Gazeta.pl, ale głowy za to nie dam, nie zapisałam i już nie mogę znaleźć...  

19.10.2011
Heh, w Internecie jest wszystko... Oto owe tańczące sylwetki:
 

piątek, 14 października 2011

Most Świętokrzyski przegląda się w Wiśle



Rzadko mam okazję robić mu zdjęcia z tego profilu. Most Świętokrzyski w Warszawie jest bodaj najwygodniejszą ścieżką rowerową przez Wisłę, więc najczęściej po prostu nim przejeżdżam. Ale odkąd odkryłam Szlak Golędzinowski, to znalazło się miejsce i na takie fotki. Fotografie jeszcze z końca września i moich porannych, rowerowych wycieczek.

czwartek, 13 października 2011

Z kocim pozdrowieniem

Dziękuję Wam wszystkim za życzenia dla mojej Tygrysicy. Minionej nocy były jeszcze wprawdzie jakieś sensacje żołądkowe, ale miejmy nadzieję, że wszystko już będzie w porządku. W każdym razie Pan Doktor nie miał roboty, mógł za to sobie poprzytulać kotka. Ostatnie obserwacje pokazują, że kot nie oślepł, a przynajmniej nie całkowicie, bo ruch w okolicach oczu powoduje reakcję (hura!). Miejmy nadzieję, że będzie już tylko lepiej. Jeszcze raz dziękuję / dziękujemy. W końcu to tylko zwykły kot, na jednym z wielu blogów... Doceniam.

A tu słitfocia ze specjalnym pozdrowieniem dla Johnny`ego.

poniedziałek, 10 października 2011

Wiem, że niewiele wiem


Dziś po raz kolejny moja kruszynka zyskała uwielbienie Pana Doktora, kiedy bez protestów poddała się procedurze pobrania krwi. Badanie krwi wyszło bardzo dobre, co z jednej strony cieszy, bo kot zdrowy, a z drugiej martwi, bo nie rzuciło ani odrobiny światła na to, dlaczego się przewraca. W każdym razie nie będziemy podawali na razie żadnych leków, bo nie ma żadnego stanu zapalnego, ani pasożytów. W przyszłym miesiącu pójdziemy jeszcze z kotem do okulisty, bo nie dość, że mój kot trójłapy, to jeszcze ślepy. I to prawdopodobnie jest przyczyną zaburzeń równowagi. Dlaczego straciła wzrok - nie wiadomo. Ale z czasem powinna się z tym oswoić i powinno być lepiej. To na razie tyle. 
Pani Niuta przekazuje całuski i kocie mruczanki każdemu, kto trzymał za nią kciuki. Bardzo Wam dziękuję.

Na zdjęciu jest Moja Kota, przytulona do mnie, kiedy siedzę na fotelu przy komputerze. 

sobota, 8 października 2011

piątek, 7 października 2011

Drogocenne futro

Moje trójłape szczęście bardzo poważnie zachorowało. 
Na tyle poważnie, iż niewykluczone, że jutro będę musiała podjąć najtrudniejszą decyzję w moim życiu... 
Kurwa.
Pierwsza zasada życia: nie przywiązuj się do ludzi, zwierząt i rzeczy.

wtorek, 4 października 2011

Samo życie

"...piszemy sprawozdania, w których opisujemy co byśmy merytorycznego zrobili gdybyśmy mieli na to czas nie pisząc sprawozdań..."

poniedziałek, 3 października 2011

Lubię takie ankiety

Uwielbiam takie sondy. Najpierw artykuł o tym, że zorganizowano bieg, ilu było uczestników, którędy przebiegał i ile zamieszania przy tym narobił, zapięcie i zadęcie, a potem pytanie z cyklu "Czy ty tez..?". A pod nim miażdżąca odpowiedź... 

Jeśli odpowiadali Warszawiacy, a należy przypuszczać, że w większości tak, to wynik ankiety poniekąd mnie nie dziwi. Po pierwsze zawsze tak jest, że imprezy organizowane przez miasto cieszą się większym zainteresowaniem wśród przyjezdnych. Po drugie - jak ktoś biega sobie po Warszawie, to biega i już, nie potrzebuje do tego występów w takim spędzie. A jak nie biega, to i w takim stadzie nie pobiegnie. Howgh.

niedziela, 2 października 2011

Narodowy w pierwszy weekend października



Golędzinowskim Szlakiem

Fajnie jest rankiem nad Wisłą. Kiedy ja jestem już w połowie wycieczki, a inni wycieczkowicze dopiero wstają i myślą o tym, żeby wybrać się na spacer nad Wisłę.  
Niedawno, dzięki podpowiedzi mojego Brata, odkryłam twór o nazwie Szlak Golędzinowski. Polecam sobie poszukać w guglu, a potem w rzeczywistości. W każdym razie biegnie wzdłuż prawego brzegu Wisły i ma tylu zwolenników, co przeciwników. Ja zaliczam się do jego bezapelacyjnych fanów. Dziś rano jadąc tamtędy widziałam sarenkę (!). Czyż nie było warto wstać i wsiąść na rower dla tego widoku?
Ten poranek należał do mnie. Lubię wybrać się na rower wcześnie rano, zanim jeszcze zrobią to inni. Kiedy podróżuję Szlakiem spotykam rybaków, nie rowerzystów, no chyba, że takich, jak ja. Takich, co wracają już do domu, kiedy inni dopiero wychodzą na spacer. Wszystko jest wtedy inne. Każda wiślana plaża należy tylko do mnie. 

 

Dziś widziałam nie tylko zmagania z kulą, ale również trening wioślarski.


I Stadion Narodowy jeszcze w lekkiej mgle...


Gwoli ścisłości - na zdjęcia ze Szlaku Golędzinowskiego  raczej nie ma co liczyć. Zbyt fajnie się jedzie tamtędy, żeby co chwila przystawać i fotografować. Szlak biegnie od Trasy Toruńskiej (Most Grota) do Trasy Łazienkowskiej. Wejście do Portu Praskiego omija się górą, ścieżką wzdłuż ulicy (vis a vis pomnika Pięć Piw Proszę).

Gówno w lesie - na bis

Gówno w lesie, czyli płachta, nabrała wreszcie kształtu - znaczy powiesili całość, po obu stronach mostu.  Już na tym zdjęciu widać, że całkiem bez reklam się  nie obeszło.


Oczywiście zostały umieszczone na lewym brzegu - bulwar, Wisłostrada, Centrum, etcetera. Więcej oczów zobaczy. Strach pomyśleć, co będzie przed samym ERŁO.


 Szmata odbija się we wodzie. I wiecie co? To jest tak brzydkie i surrealistyczne, że aż mi się podoba.