Stało się wreszcie, że przekroczyłam bramy Stadionu Narodowego. Poprzednia impreza, jaką oglądałam w tym miejscu, to były jakieś pokazy kaskaderskie z okazji Dnia Dziecka milion lat temu. Oczywiście wówczas na Stadionie X-lecia. Nie mogłam się oprzeć pokusie i trzasnęłam kilka fotek.
"Transit to nie jest, ale też fajny" - taki komentarz, usłyszany za plecami, wystarczy za każdą rekomendację do rzucenia okiem na kolejne fotki, zwłaszcza, że "nietransitem" jest Ford GT.
Od Fordzisza (któremu towarzystwa dotrzymywała całkiem niezła Sierra Cosworth) przechodzimy do Porsche, a nawet Porsche Super Cup Kuby Giermaziaka. Nie odmówiłam sobie przyjemności cyknięcia foty.
Jak zajęłam swoje miejsce, to było trochę lepiej widać. Potem się okazało, że to nie moje miejsce. Ale to nic, pół stadionu się przesiadało i wędrowało w poszukiwaniu swoich miejsc.
Kratownica, czy też kosz, od środka.
A to już dzielny marsz Mostem Poniatowskiego do Centrum. Pozdrawiam wszystkich tych nieszczęśników, którzy na Rondzie Waszyngtona postanowili się wcisnąć w 517, a potem musieli przeczekać, ściśnięci jak sardynki, aż aleja księcia Józefa opustoszeje na tyle, żeby autobus mógł przejechać. Podziwiam też zachowanie ludzi idących ulicą, których wszakże było wszędzie pełno, ale jak na komendę, bardzo sprawnie i bezpiecznie zeszli z drogi karetce na sygnale.
Dziękuję Policjantom z drogówki - tym, którym nie puściły nerwy i byli dla nas niezwykle uprzejmi ("Bardzo proszę zejść na chodnik, przejść za zatoczkę"), a także tym, którzy mieli już wszystkiego dosyć ("No jedź żeż, kurwa!").