środa, 3 września 2014

XXII MSPO

Jestem na MSPO (Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego) służbowo, co roku. Tym razem byłam tam już siódmy raz (ależ ten czas leci!). Trochę przykro mi to stwierdzać, ale niewiele można tam zobaczyć nowości. W zeszłym roku furorę robił czołg PL01, a w tym roku nawet go nie było. Prawdę mówiąc w ogóle nie było czołgów, chyba poza CV-90. 

Zdjęć przywiozłam niewiele, bo niewiele rzeczy mnie zainteresowało. Chociaż muszę przyznać, że chyba w tym roku po targach błąkała się jakaś grupa rekonstrukcyjna, albo goście z muzeum, ponieważ widziałam mężczyzn w mundurach polskich sprzed wojny i ułańskich. Oczu oderwać nie sposób!
W sumie najbardziej zainteresowała mnie ta wyrzutnia rakiet, bo to było tak wielkie, że robiło niesamowite wrażenie.




Tutaj widać proporcje wyrzutni w stosunku do człowieka. Robi wrażenie.


Z czołgami bywa u nas różnie, ale za to wszyscy wiedzą, że czekamy, aż nasze władze nacisną enter w sprawie zaopatrzenia polskiej armii w śmigłowce, więc na MSPO pojawił się mielecki Black Hawk, Agusta Westland i Airbus ze swoją ofertą. Na zdjęciach śmigłowiec bojowy Airbusa.



A tak przy okazji, to na tegorocznym salonie obok nowiutkiego, pachnącego jeszcze farbą, wyprodukowanego w Mielcu Black Hawka stał jego starszy o jakieś dwadzieścia lat kolega, który odsłużył swoje w armii amerykańskiej i brał udział w różnych zadaniach wojskowych i szkoleniowych. Piloci tegoż Black Hawka kilkukrotnie podkreślali, że w Polsce są w celach pokojowo-sojuszniczych i są bezpieczni.
(- Widzę, że karabin zdemontowaliście.
 - A tak, jasne. Tutaj nie jest nam potrzebny, bo tu jesteśmy na friendly skies. Ale jak latamy do Litwy, Łotwy czy Estonii na NATOwskie misje szkoleniowe, to zakładamy go z powrotem.
 - A to tutaj z tyłu na ogonie, to co to jest? Czy to flary?
 - Nie, nie, tutaj nie są nam potrzebne, tu jesteśmy na friendly skies.) :-)

Tegoroczne targi stały pod znakiem renowacji, rekonstrukcji i odświeżania. Na zdjęciu polski pojazd pancerny używany w czasie (o ile się nie mylę) II wś. Niemcy jak taki zdobyli, to robili sobie przy nim pamiątkowe fotki. Pancerz 8 mm, niestety od spodu pancerza zero...





No i motocykle...

Nie było niestety mojej ukochanej LANGUSTY. ("Langusty nie ma, ale mamy Liwca, proszę pani, też na L!"). "W tym roku zamiast czterdziestu luf przyjechało nas czterech." Tia... W przyszłym roku mi Langustę proszę przywieźć.

Na koniec jeszcze "grabki dla piechurów", czyli poszukiwacz min dla oddziałów pieszych. 



Kielecczyzna krainą kontrastów. 
Taki wniosek wysnuliśmy po obejrzeniu widoku, jaki rozciągał się z naszego miejsca noclegowego. Jak spojrzeć w dół - to istna wiejska sielanka: domki, płotki, nawet oczko wodne z mostkiem...

 ...a wystarczy nieco podnieść głowę, żeby stwierdzić, że te cuda stoją tuż pod oknami bloków z wielkiej płyty.
 

Dobrze było spotkać kilku starych znajomych i znów zjeść wspaniałej, wojskowej grochówki. Ze specjalnymi pozdrowieniami dla panów, którzy pozwolili mi zjeść grochówkę na niebieskim obrusie i którzy mają mikroskop do sprawdzania płyty z obwodami drukowanymi.
Do zobaczenia za rok.

1 komentarz:

  1. Ten pejzaż blokowo-domkowy to też estetyka obronna. Aż strach podchodzić.

    OdpowiedzUsuń