czwartek, 27 sierpnia 2015

Pojazd uprzywilejowany

Widziałam taką oto sytuację: autobus odjeżdżał z przystanku, poruszając się drogą główną, z pierwszeństwem przejazdu, zbliżając się za chwilę do skrzyżowania. Z drogi podporządkowanej, z prawej strony, wyjeżdżała karetka, która przecięła drogę główną w poprzek. Karetka jechała z włączonymi światłami (kogutami), ale bez sygnału dźwiękowego. Autobus na szczęście jechał dość wolno, bo dopiero co chwilę temu ruszył z przystanku (zdążył włączyć się do ruchu zanim dojechał do rzeczonego skrzyżowania), ale mimo to, nie zwolnił, by ustąpić pierwszeństwa karetce. Karetka po prostu była szybsza i przejechała przed autobusem. Ale karetka nie była w tej sytuacji pojazdem uprzywilejowanym, bo wysyłała tylko sygnały świetlne, bez dźwiękowych. 

Po południu tego samego dnia byłam uczestnikiem podobnego zdarzenia. Otóż pomykałam sobie moją „L” po drodze, na której było po jednym pasie w każdą stronę. Stanęłam do skrętu w lewo, na kawałku wydzielonego pasa (droga wąska, szału nie ma, ale coś tam dało się wygospodarować). Z naprzeciwka jechała osobówka, a za nią radiowóz. Radiowóz miał włączone koguty, ale nie sygnał dźwiękowy. Tzn. wydzielał z siebie jakiś dźwięk, ale brzmiał on jak sygnał alarmu samochodowego. Z pewnością nie była to rozdzierająca i słyszalna z daleka policyjna syrena. Osobówka jadąca przed radiowozem nie ustąpiła mu pierwszeństwa. Policjant skorzystał z możliwości wyprzedzenia jej na skrzyżowaniu, bez kierunkowskazu, wciskając się na gazetę pomiędzy tę osobówkę i mnie czekającą do skrętu. Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem, jak się ustosunkować do tego wydarzenia, chociaż mój instruktor orzekł, że gdyby ten radiowóz w nas przywalił (a niewiele brakowało), to byłaby jego wina. Ja pozostaję przy stanowisku, że wg mnie nie był to pojazd uprzywilejowany. 

 
Art. 53. 1. Pojazdem uprzywilejowanym w ruchu drogowym może być pojazd samochodowy:
    1) jednostek ochrony przeciwpożarowej;
    2) zespołu ratownictwa medycznego;
    3) Policji;
    4) jednostki ratownictwa chemicznego;
    5) Straży Granicznej;
    6) Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego;
    7) Agencji Wywiadu;
    7a) Centralnego Biura Antykorupcyjnego;
    7b) Służby Kontrwywiadu Wojskowego;
    7c) Służby Wywiadu Wojskowego;
    8) Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej;
    9) Służby Więziennej;
    10) Biura Ochrony Rządu;
    10a) kontroli skarbowej;
    10b) Służby Celnej;
    10c) straży gminnych (miejskich);
    10d) podmiotów uprawnionych do wykonywania zadań z zakresu ratownictwa górskiego;
    10e) Służby Parku Narodowego;
    10f) podmiotów uprawnionych do wykonywania zadań z zakresu ratownictwa wodnego;
    11) Inspekcji Transportu Drogowego;
    12) jednostki niewymienionej w pkt 1-11, jeżeli jest używany w związku z ratowaniem życia lub zdrowia ludzkiego - na podstawie zezwolenia ministra właściwego do spraw wewnętrznych.
1a. Minister właściwy do spraw wewnętrznych stwierdza wygaśnięcie zezwolenia, o którym mowa w ust. 1 pkt 12, gdy ustaną okoliczności uzasadniające wykorzystanie pojazdu jako uprzywilejowanego.
2. Kierujący pojazdem uprzywilejowanym może, pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności, nie stosować się do przepisów o ruchu pojazdów, zatrzymaniu i postoju oraz do znaków i sygnałów drogowych tylko w razie, gdy:
    1) uczestniczy:
      a) w akcji związanej z ratowaniem życia, zdrowia ludzkiego lub mienia albo koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa lub porządku publicznego albo
      b) w przejeździe kolumny pojazdów uprzywilejowanych,
      c) w wykonywaniu zadań związanych bezpośrednio z zapewnieniem bezpieczeństwa osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, którym na mocy odrębnych przepisów przysługuje ochrona;
    2) pojazd wysyła jednocześnie sygnały świetlny i dźwiękowy; po zatrzymaniu pojazdu nie wymaga się używania sygnału dźwiękowego;
    3) w pojeździe włączone są światła drogowe lub mijania.

A skoro już jesteśmy przy temacie, to na koniec obrazek. Nic tak bowiem nie poprawia humoru kierowcy, jak łamiąca przepisy Policja. 

piątek, 7 sierpnia 2015

Niezbadane są drogi „L-ki”

Obserwując osoby prowadzące samochody z „L” na dachu niejednokrotnie byłam świadkiem dziwnych, często niezrozumiałych i kompletnie niewytłumaczalnych manewrów. Zawsze wtedy myślałam, że to siedzi za kierownicą kompletny świeżak, który pewnie pierwszy raz jest w ogóle na mieście, jest zestresowany i w ogóle nie ogarnia co się dookoła niego dzieje. O, jakże okrutna i niesprawiedliwa była moja ocena... Oczywiście, babole za kierownicą zdarzają się każdemu – nawet tak wybitnemu kursantowi, jak ja – i nie zamierzam tu usprawiedliwiać gapiostwa czy głupoty. Ale czasami kursant nie jest winny... 

Z mojego podwórka. Dojeżdżamy do skrzyżowania. Mamy zielone. Wielka lampa wisi nad skrzyżowaniem, jeszcze większa na słupie po prawej stronie. Jadę. Zwalniam nieco, bo będę skręcać w prawo. Strzałek nie ma. I nagle słyszę, jak instruktor mówi: „Do zatrzymania”. A wcześniej skręcaliśmy w prawo na strzałce warunkowej, więc tam musiałam się zatrzymać. Tutaj nie muszę, ale on mi z prawego fotela nadaje już ciągiem „do-zatrzymania-do-zatrzymania-do-zatrzymania-do-zatrzymania” i to głosem coraz wyższym i coraz bardziej napiętym. Myślę sobie ki diabeł? Przecież zielone jak byk, zaraz oczy nam wypali, za nami autobus też już widać, że kołami w miejscu przebiera, a ten mi się tu każe zatrzymać. W końcu olśniewa mnie, że przecież to ja prowadzę, a ja mam zielone, więc jadę. Najwyżej potem sobie wyjaśnimy sprawę z instruktorem. Przejechałam, ale nie wytrzymałam i pytam: „Dlaczego kazałeś mi się zatrzymać, jak było zielone?” A instruktor odpowiada: „Ja ci mówiłem bez zatrzymania...” A wystarczyło, żeby powiedział np. zwykłe „Jedź”. I tak oto nauczyłam się, dlaczego „L-ki” zatrzymują się na zielonym. 

Kiedy indziej znów dojeżdżaliśmy do skrzyżowania – jeden pas dla skręcających w lewo, jeden do jazdy na wprost i w prawo. „Jak jedziemy na skrzyżowaniu?” Chwila zastanowienia. „Pojedziemy sobie w prawo...” OK. Już palec mój dotyka dźwigienki kierunkowskazu, już lampeczka dążyła raz błysnąć... „Albo nie, prosto.” Dobra. Wyłączam kierunek. Szkoda, że już zdążył błysnąć. Skrzyżowanie coraz bliżej. „Nie, w prawo. Pojedziemy w prawo.” Wciskam kierunek jeszcze raz z myślą, że jeśli nawet teraz zmieni zdanie, to już za późno – jedziemy w prawo, bo ja nie będę mrugać kierunkowskazami jak choinka i chaosu na drodze wprowadzać. I tak wprowadzam czasem, bo mi się kierunkowskaz wciśnie za mocno / za lekko i zamiast go wyłączyć, to włączam w drugą stronę. I tak parę razy i wyłączyć nie mogę. Że już o nagminnym włączaniu świateł drogowych przy włączaniu kierunkowskazu nie wspomnę... 

Nabieram więcej pokory i dystansu do „L” na drodze, bo chociaż mam świetnego instruktora, to bez niego czasem jazda idzie płynniej.