Dorwałam się do robienia na drutach. Kurde, ależ to jest wciągające!
Postanowiłam zrobić sobie mitenki, coś, o czym marzę i co bardzo (bardzo, bardzo) chciałam mieć. Rzecz w tym, że jak się nie ma doświadczenia w robieniu na drutach, to ciężko wymierzyć, jak będzie dobrze. Zatem najpierw zrobiłam za małe - za małą robótkę. No to dorobiłam jeszcze kawałek i okazało się, że... zrobiłam za duże...
No to myślę sobie, że spróbuję zszyć jednak tylko tą pierwszą część. Niestety była za mała.
Inna sprawa, że mitenka wykonana w całości z białej włóczki wygląda, jakbym miała na ręku gips.
Ale ponieważ pozbierałam od Mamy i po ciotkach wszystkie dostępne kłębki wełny to miałam kilka kolorów. Mając zatem punkt odniesienia co będzie za małe, a co za duże zabrałam się do roboty po raz trzeci. Dołączyłam kolorek i oto efekt. Ta zeberka bardzo mi się podoba.
Teraz jeszcze zrobię sobie drugą, do pary. ;-)
To ja poproszę szalik z logiem Sabatona! :)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy! Kup czarną, czerwoną i żółtą włóczkę. ;-)
OdpowiedzUsuńWeź nie strasz - już myślałem, żeś wraże szczęki obcego najeźdźcy potraktowała jako współczesna Wanda i kondycji się nabawiła, a tu tylko jakieś robótki ręczne w domowym zaciszu?
OdpowiedzUsuńTrening czyni mistrza :)
OdpowiedzUsuń@I am I: chyba "kontuzji"? :-)
OdpowiedzUsuńSwoja drogą, zawsze coś się dzieje, jak mam wolne, a ja dowiaduję się o tym na końcu... O katastrofie smoleńskiej dowiedziałam się z bloga mojego znajomego, bo tam zobaczyłam zdjęcie pary prezydenckiej z kirem. O awaryjnym lądowaniu Papa Charlie dopiero rano 2 listopada, podczas oglądania porannych wiadomości do kawy. No i teraz też - o rozróbie z piątku dowiedziałam się chyba w sobotę wieczorem... Tak to jest, jak się w weekend nie ogląda wiadomości. :-)
Kontuzju paniał ;)
OdpowiedzUsuń