sobota, 5 lutego 2011

Odkurzanie, czyli tzw. szczęście w nieszczęściu

Bieżący rok zaczęłam od awarii hydraulicznej w łazience. Ponieważ nastąpiła ona dokładnie 1 stycznia uznałam, że to najgorsza z możliwych wróżb na cały 2011. Zgodnie z przeznaczeniem, które stanęło na mojej drodze tamtego dnia, tydzień temu podczas odkurzania mieszkania grzebnęłam rurą od odkurzacza nie tam gdzie trzeba w zakamarkach za szafą i padł Internet. Chwilę trwało, nim powiązałam ze sobą te fakty, kolejną nim pojawił się umyślny, by wszystko naprawić. Najpierw naprawił uszkodzone przeze mnie odkurzaczem. Potem zechciał sprawdzić efekt swojej pracy i okazało się, ze jest on więcej niż mizerny. Rozgrzebał więc i połączył w innym miejscu, bliżej komputera (mniejsza o szczegóły techniczne). I nagle okazało się, że Internet w moim domowym komputerze hula z prędkością światła. Można by wręcz rzec, że net mam szybszy od procesora. ;-) Strony otwierają się szybciej, niż zdołam przesunąć palcem po rolce, a poczta odbiera się prędzej, niż zdołam pomyśleć, ile spamu tym razem dostanę. I targnęły mną ambiwalentne uczucia. No bo z jednej strony, to zajebiście, że ktoś wydobył i udostępnił mi 100% możliwości z tego kabelka, który mam w ścianie. Z drugiej jednak rodzi się pytanie - za co płaciłam przez ostatnich kilka lat? Dlaczego nikt wcześniej nie sprawdził gdzieś tam w przemądrzałym systemie monitorowania parametrów sieci, że to, co mi "wylatuje" z kabla, jest żenująco poniżej normy? Gdybym nie zahaczyła tym odkurzaczem, nawet nie miałabym pojęcia, że... jak to nazwać? Przepłacam chyba?

2 komentarze:

  1. Szafa z internetem! Ludzie to teraz już nie wiedzą na co kasę wydawać ;DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Człowieku! Szykujesz się rano do pracy, otwierasz szafę i szykujesz się, ubierasz, a w między czasie słuchasz muzyczki, odbierasz pocztę, przeglądasz najnowsze wiadomości... Naprawdę polecam. ;-)

    OdpowiedzUsuń