środa, 2 listopada 2011

Do trzech razy sztuka

Coś to transatlantyckie połączenie lotnicze Warszawa - Nowy Jork nie ma szczęścia... Chociaż wróć... patrząc na sytuację z wtorku, to może jednak ma i to sporo. Wiem, że już wszyscy wszystko wszędzie napisali o tym awaryjnym lądowaniu na Okęciu, a pilot jest gwiazdą fejsbuka. Ja chciałam tylko dodać, że jestem z niego dumna, że to Polak i pokazał taką klasę. Zwłaszcza wrażenie zrobiła na mnie wypowiedź jednego z pasażerów, który powiedział, że pilot usiadł miękko, jakby lądowali normalnie na kołach. Szacun. Resztę inni już napisali.

 SP-LAA Mikołaj Kopernik 14 marca 1980
SP-LBG Tadeusz Kościuszko 9 maja 1987

10 komentarzy:

  1. Może nie tyle samo połączenie nie ma farta, co po prostu Ił-62 był schrzaniony i awaria była wyłącznie kwestią czasu. Tutaj mamy dość nowoczesnego 767, i to najnowszego w Locie, w którym zwalił się system hydrauliczny i dublujący elektryczny.
    No cóż - zobaczymy, co było przyczyną awarii i dlaczego mimo stwierdzenia awarii pół godziny po starcie pilot nie zawrócił na Newark. Oby nie było to tradycyjnie polskie "jakoś to będzie".

    OdpowiedzUsuń
  2. Znany mi inżynier lotnictwa podpowiedział, że samo stwierdzenie awarii hydrauliki mogło nie stanowić dostatecznego powodu do zawrócenia maszyny. Przypuszczam, że gdyby to było coś naprawdę poważnego - czytaj: uniemożliwiającego lot transatlantycki, to by zawracali.
    A inna sprawa to kwestia "własnego podwórka". Pilot mógł nie chcieć zawrócić, wolał stawić czoła sytuacji awaryjnej w Polsce - to wcale nie jest nic nadzwyczajnego.
    Bez względu na to, jaka była przyczyna decyzji o locie do Warszawy, czapki z głów za to lądowanie. Kropka.

    Ił-62 był przykładem zamiłowania Rosjan do samolotów tylnosilnikowych. Jak pokazało życie takie rozwiązanie ma swoje wady, bo defekt jednego silnika połączony z rozrzuceniem jego kawałków na wszystkie strony, może skutkować automatycznie uszkodzeniem sąsiednich silników. A wtedy to już historia pokazała, co może się wydarzyć. Może nie tyle sam samolot był wadliwy, jako taki, ale zawiódł silnik.

    OdpowiedzUsuń
  3. tvn24.pl:

    "Jak oświadczył po lądowaniu prezes LOT-u, piloci B767 sygnalizowali "awarię systemu hydraulicznego" około pół godziny po starcie z lotniska Newark pod Nowym Jorkiem. Nie sprecyzował jednak o co dokładnie chodziło. W takiej sytuacji załoga na pewno sprawdziła w "instrukcji" użytkowania samolotu, czy w wypadku awarii konkretnych systemów można lecieć dalej, czy powinna wracać na najbliższe lotnisko. Prawdopodobnie wysłali też zapytanie do Warszawy.

    Najwyraźniej uznano, że lepiej lecieć do kraju, gdzie lądowanie odbędzie się w dzień, a nie w nocy, jakby to miało miejsce w wypadku natychmiastowego zawrócenia do USA. Na dodatek maszyna nad Atlantykiem spaliła niemal całe zbędne paliwo. Jak mówi Lipiński, ważne było też to, że piloci krążąc nad Warszawą mogli swobodnie komunikować się przez radio z technikami LOT-u na ziemi.

    Nie jest oczywiste, że po stwierdzeniu awarii po starcie, załoga była świadoma, iż nie uda im się wypuścić podwozia. Być może liczyli na teoretycznie prosty i niezawodny system zapasowy. Podczas krążenia nad Warszawą na pewno próbowali z niego skorzystać, ale najwyraźniej zawiódł i nie pozostało nic innego niż awaryjne lądowanie. "

    OdpowiedzUsuń
  4. Łatwo nam teraz komentować po fakcie - kapitan podjął decyzję, wykonał bezbłędne lądowanie i to się liczy. A spekulować zawsze można do woli ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I tylko patrzeć, jak go zaczną opluwać debile i wieszać na nim psy - z przykrością prorokuję, ale taka nasza polska uroda...
    Wrona (nomen omen) rządzi! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem tyle, że jak oglądałem akcję w tv to szczęka mi opadła. Szapo ba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle rzeczy mogło się nie udać...

    Mógł zawiać wiatr i go przechylić, mogło go znieść, mógł jedną stroną przyziemić wcześniej, mógł się obrócić (w poziomie lub pionie), mógł za mocno przyziemić i złamać kadłub... Zero odwracaczy ciągu, tylko położyć się na brzuchu i sunąć do utraty prędkości...

    A wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie przeczytałem, że pewna Marta K. "prosi o komentarze", że jakto - tutaj samolot przejechał po betonie i nic, a "tam" wyrżnął w miękkie brzózki i fajt... no lepiej, żeby już nic nie mówiła...

    OdpowiedzUsuń
  9. Taaa, mnie też to wpadło w oko... Nie chcę bruździć pod tym wpisem, on jest o bohaterskim wyczynie jednego pilota. W żaden sposób nie utuli dziecku żalu po stracie obydwojga rodziców. Koniec tematu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nu, gdy by jednak były ofiary, media nie zostawiły by na nim suchej nitki, i to co dziś jest standardową procedurą, byłoby niewybaczalnym błędem.

    OdpowiedzUsuń