wtorek, 26 lipca 2011

Cztery kamienice. Inny świat...

Ostańce - tak określa się budynki ocalałe po drugiej wojnie światowej. Rzecz jasna im więcej lat minęło od wojny, tym jest ich mniej, a i czasy socjalizmu nie przysłużyły się ostańcom. Mój blog zrobił się ostatnio bardziej warszawski, więc podzielę się z Czytelnikami czwórką ostańców, która zrobiła na mnie (i nie tylko) piorunujące wrażenie, a które znajdują się w samym centrum stolicy. 
Z ulicy Marszałkowskiej, przy Zielnej (z dawnej Zielnej niewiele zostało, no dobra PRAWIE nic...) skręcam w lewo. Jeszcze zanim to zrobię pewne elementy uchylają rąbka czekającej mnie tajemnicy. Konkretnie mam na myśli latarnie wzdłuż ulicy Zielnej, stylizowane na stare, gazowe...

Skręcam w lewo i wchodzę na ul. Próżną - oto cel mojej podróży. Odcinek bliższy ul. Marszałkowskiej zabudowany jest już nowymi blokami, ale w głębi widać (oprócz nowoczesnych szklanych domów) cztery ostańce - kamienice, które przetrwały wojnę. Zwracam uwagę, jak wąskie były kiedyś ulice w centrum Warszawy...


Jak widać na szczęście dwa nieparzyste numery wreszcie doczekały się remontu (hura!). Z tego, co się orientuję przez wiele lat wiele instytucji i osób walczyło o ocalenie tego zakątka i wyglada na to, że się udało. Trzy kamienice są "zabite dechami", ale jedna - pierwsza z prawej na tym zdjęciu - jest normalnie zasiedlona (może tylko trochę rażą anteny satelitarne w tym miejscu...). Szkoda, że nie znam tam nikogo, bo mogłabym wejść do czyjegoś mieszkania i spojrzeć na Warszawę, jakiej już nie ma - na kamienicę na przeciwko... 



Kiedy pierwszy raz znalazłam się w tym miejscu i stanęłam pomiędzy tymi kamienicami, doznałam szoku. W ułamku sekundy przeniosłam się w czasy wojny i okupacji. Wrażenie jest tak niesamowite, że ludzie przystają i spoglądają na siebie nawzajem z niemym pytaniem w oczach: "Czy ty czujesz to samo?". Człowiek dosłownie spodziewa się, że w każdej chwili z odrapanych drzwi małego sklepiku czy warsztaciku wychyli się głowa Żyda zachęcającego do skorzystania z jego usług. 



Niewiele więcej można z tego miejsca pokazać na zdjęciach, bo nie wszędzie można wejść. W zasadzie nigdzie nie można. Zaglądam za to do bramy i nieomal słyszę odgłos butów człowieka, który schronił się tu uciekając przed Gestapo...


Jakby na potwierdzenie tego wrażenia widzę na przeciwległej ścianie napis: "Słyszysz?". Tak, słyszę! W tym miejscu duchy ludzi, którzy tu kiedyś żyli i ginęli, przemykają pośród żywych.


Przeszłam przez całą ocalałą Próżną i wyszłam na Plac Grzybowski. Płoty postawione przez robotników trochę przeszkadzają, ale i tak nie sposób oderwać się od tego miejsca... Numery parzyste...


...i nieparzyste. 

Wrażenie niesamowitości potęgują powiększone zdjęcia Żydów, rozpięte na ścianach, niby w oknach kamienic. Znów ludzie, którzy tu żyli i umierali, ludzie z innego świata, tamtego świata... 



Dziadek na swoim rowerku wydaje się być tu bardziej na miejscu niż ja - na wskroś XX i XXI wieczna...


Ocalałe fragmenty elewacji noszą ślady ostrzału.




Na pozostałościach wspaniale zdobionych balkonów (nazwa ulicy - Próżna - nie wzięła się znikąd) widać (no dobra, na moim zdjęciu nie koniecznie, ale w rzeczywistości widać) pozostałości złoceń.

 


Na koniec jeszcze widok z drugiej strony, z Placu Grzybowskiego. Dwa ostańce, odrapańce. Przygnębiający swoim widokiem, niemi świadkowie tragicznej historii tego miasta. Cztery kamienice, inny świat... Ekspresowa podróż w czasie w lata czterdzieste dwudziestego wieku.


1 komentarz: