niedziela, 11 września 2011

Dziesięć lat temu, jedenastego września

Mówi się, że są takie chwile w historii, że każdy z nas pamięta dokładnie gdzie był i co wtedy robił. 
Dziesięć lat temu pracowałam w taksówkach. Nie pamiętam, jaki to był dzień, ale jakiś powszedni, w tygodniu. Poniedziałek? Normalnie zmiana następowała o godzinie 7-mej i 19-tej. Tego dnia koleżanka poprosiła mnie, żebym zmieniła ją wcześniej, więc jechałam do pracy na 16-tą. Miałam dobry humor i pogoda też dopisywała. W pracy mieliśmy telewizor (na długie nocne godziny). Weszłam do pokoju zadowolona z żartem na ustach. Rzuciłam okiem na ekran telewizora i pomyślałam, że trafił się jakiś film katastroficzny. Chyba nawet powiedziałam coś na ten temat. Pamiętam, że atmosfera była dość nerwowa i zaraz któraś z dziewczyn mnie opieprzyła, że mam się zamknąć, to nie film, to Ameryka na żywo. Usiadłam i zamilkłam. Patrzyłam w ekran tv usiłując ogarnąć co się dzieje. Wtedy po raz pierwszy oglądałam TVN24 i to chyba tydzień na okrągło. Przerażała mnie szatańskość pomysłu rozbicia samolotów pasażerskich - użycia ich w takim celu oraz fakt, że taki cios udało się zadać Ameryce - światowemu mocarstwu.
Następnego dnia gazety pisały "Wojna w Ameryce". Pamiętam komentarze, że to pierwsza wojna w nowym tysiącleciu.Pamiętam plakaty na przystankach z cytatami rozmów z linii 911 i informacje, że ludzie skaczą z okien WTC - "It`s raining bodies"...
Tydzień wcześniej przypomniałam sobie historię pilota bombowca z drugiej wojny światowej, który w gęstej mgle zabłądził nad nowym Jorkiem i rozbił się o Empire State Building (o ile się nie mylę). Pamiętam, że wówczas pomyślałam sobie, że w dzisiejszych czasach byłoby to niemożliwe...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz