sobota, 9 kwietnia 2011

Od poniedziałku do piątku

Jeżdżę do pracy autobusem. Wcześniejszym, albo późniejszym. Jest między nimi 20 minut różnicy, co niejednokrotnie miało już fundamentalne znaczenie podczas porannego szykowania się do wyjścia. Wiem, że będę jechać w korku - korki na mojej trasie zdarzają się w trzech miejscach, jak mam wyjątkowego pecha, to są we wszystkich trzech na raz. Dlatego jeśli chcę być jak najbliżej punktualności w firmie, to jadę wcześniejszym. A jeśli muszę np. umyć rano głowę, to wiadomo, że pojadę późniejszym. Po latach pracy kiedy musiałam być o określonej godzinie, teraz mam dużą swobodę. Nie nadużywam jej, ale cieszę się, że jest.
Ze względu na korki po drodze wcześniejszy cieszy się dużą popularnością na osiedlu. Wprawdzie odjeżdżam sobie z pętli, ale żeby mieć luksus zajęcia mojego ulubionego siedzenia muszę być w tym autobusie odpowiednio wcześniej. O ulubione miejsca zawsze jest walka, bo każdy chce zająć swoje. Ta grupa, z którą codziennie odjeżdżam już się mniej więcej zna i rzecz jasna nie zajmujemy sobie miejsc. Każdemu zależy, żeby siedzieć od okna, nie od przejścia, wiadomo, dlatego jak czasem zdarzy mi się dopaść autobus w ostatniej chwili (robię to naprawdę bardzo rzadko...), to do wyboru mam tylko stojące, względnie ze trzy wolne od przejścia.
Mnie zależy dlatego, że najczęściej słucham audiobooków, więc omija mnie przepuszczanie pasażerów, którzy chcieliby zająć miejsce obok mnie. Zawsze mam ze sobą moją empetrójkę - stary telefon, który służy mi za magazyn danych, bo dźwięk jest z niego lepszy niż z nowego - i moje "uszy dalekiego zasięgu", czyli słuchawki. Nawet jeśli nie mam akurat książki do posłuchania, to zawsze mam w zanadrzu parę fajnych kawałków heavymetalowych, na czarną godzinę. A co to jest "czarna godzina"? A no np. mamuśka, która wraca z pracy do domu, ale nie może się doczekać, aż dojedzie i musi przez telefon zamęczać współpasażerów rozmową o tym jak się czuje jej dziecko, co robiło, czego nie robiło i co ona z nim zrobi, jak już wróci. W ogóle osoby rozmawiające beztrosko przez telefon podczas jazdy środkami komunikacji zbiorowej są bardzo uciążliwe... Ja naprawdę nie mam ochoty słuchać tego pierdolenia, załatwiania spraw, które można załatwić w każdym innym terminie, albo wcale. Wtedy wyciągam uszy dalekiego zasięgu, włączam muzykę i zamykam się w swoim świecie. Sprawdziłam, że moje słuchawki nie emitują na zewnątrz żadnych uciążliwych dźwięków, więc słucham z czystym sumieniem. To też mnie wkurza. Już nie mówię o ćwierćmózgach, które w autobusie puszczają muzykę przez głośnik w telefonie zmuszając wszystkich do jej słuchania, ale są i tacy, co uważają, że skoro leci im w słuchawkach, to nikt inny nie słyszy, a tymczasem sprzęt taki, że słyszą wszyscy.
Jadę, a oni jadą ze mną. Na siedzeniu przede mną Ta W Czarnym. Zawsze leci do tego siedzenia, kiedyś chyba bała się, że ją podsiądę, ale mnie bardziej odpowiada to następne, więc między nami panuje zgoda. Z przodu siada Elegantka, aż miło popatrzeć, nie powiem. Dalej dosiada się Ruda i Prezes. Lubię jeździć z Rudą, bo ona też wkłada uszy dalekiego zasięgu, a w dodatku siedzi grzecznie, nie wiercąc się i wysiada przystanek przede mną. Minus dwadzieścia na zewnątrz było, a jej było szkoda zepsuć fryzurę czapką. Prezes wysiada na tym samym przystanku, co ja i od razu zapala papierosa. I zawsze bierze darmową gazetę na rogu. Nie wygląda na prezesa, przeciwnie, raczej na niezbyt zamożnego fizola. Określam go mianem Prezesa, bo wypisz-wymaluj przypomina mi szefa, którego kiedyś miałam. Czasem jeszcze Blondyn z nami jedzie, ale chyba tylko wtedy, jak się nie wyrobi na wcześniejszy. Duży blondyn, taki typ Skandynawa, zawsze w obuwiu trampkopodobnym. Też często czegoś słucha. W późniejszym to już chyba wszyscy, reszta widocznie musi punktualnie do pracy i wybierają wcześniejszy.
Wcześniejszym jeździ Szary, który jak na złość lubi te same miejsca, co ja, więc albo ja jego podsiadam, albo on mnie. Najbardziej mnie wkurza, jak siada za mną, bo jakiś taki jest krętek niespokojny i przez to bardzo uciążliwy. Wiecznie w tej samej szaro-burej kurtce, takich samych spodniach. Nawet włosy ma szare. Byłam niezmiernie zdziwiona, jak zobaczyłam obrączkę na jego palcu. Jego żona też pewnie taka sama szara. Obowiązkowo miejsce przy oknie wybiera Śpioch. Kolejna rzecz, której nie znoszę w autobusach - spanie. Najpierw dziarskim krokiem zasuwa do pojazdu, dopala papierosa, przegląda gazetę, a po chwili głowa mu opada (często na ramię współpasażera!) i rozchodzi się donośne chrapanie... No i jest jeszcze Baba. Jak mróz, to w futrze, jak nie, to w płaszczu. Zawsze w berecie do tego. Działam na nią, jak magnes, bo zawsze udaje, że szuka miejsca, a potem zawsze siada koło mnie. Piętnaście razy będzie sobie ten płaszcz poprawiać, zanim się wreszcie usadzi wygodnie. Udzieliłam jej jednorazowego rozgrzeszenia, kiedy zobaczyłam, że ze swojej przepastnej torby sięgnęła Stiega Larssona do czytania. Ale jakoś nie widzę, żeby czytała resztę, więc jeszcze się wstrzymam z fanfarami. Często jedzie z nami Małżeństwo. Na pierwszy rzut oka kompletnie nie pasujący do siebie ludzie. Ona czarna, dość elegancko, modnie pozawijana w to i owo, On prawie świński blondyn, zazwyczaj na sportowo. Pełni czułości dla siebie i uprzejmości. Jego kiedyś zauważyłam w drodze powrotnej ubranego w elegancki garnitur, krawat, płaszcz etcetera i aż mi szczęka opadła. Ze stałego składu to już chyba wszyscy. No może jeszcze warto wspomnieć Blondynę, niewysoką, dość elegancką. Włosy ma półdługie, ale na nich trwałą i najczęściej wygląda, jakby czesała się wkładając palce do kontaktu, poza tym bez zarzutu. Jest jeszcze Pan Urzędnik - nie wiem, gdzie pracuje, ale tak wygląda. Przeciętny w każdym calu oprócz wzrostu, bo dość wysoki. Widuję też Biznesmena Z Pomorza - krótko ostrzyżony, zawsze z teczką i jakąś gazetą. Elegancji i męskości niewątpliwie dodaje mu strzelanie niedopałkiem papierosa za siebie tuż przed tym, zanim wsiądzie...
Kiedyś jeszcze wsiadała dwójka, chociaż właściwie z początku trójka, a potem dwójka. Dwóch kolegów, z których jeden zwłaszcza był dość interesujący z mojego punktu widzenia. Kiedy to odkrył starał się zająć takie miejsce w autobusie, żebym go nie widziała. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Dużo gadali z kolegą i śmiali się często, dlatego też na prywatny użytek określiłam ich Dwoma Gejami. Pojawiała się też Efektowna Blondyna - no, męskie głowy się za nią obracały. Pieniądze widać było na każdym kroku - od butów po fryzurę. Z czasem z Dwóch Gejów zrobił się tylko jeden,  który w dodatku  później zawarł znajomość z Efektowną, więc już całkiem przestał pasować na geja. 
Zapomniałabym o Ładnych Pantoflach. Wsiada już po trasie, więc nie zawsze ma gdzie usiąść, ale wysiada tam, gdzie ja i Prezes. Taka główna księgowa po pięćdziesiątce. Niemniej jednak niewymuszenie elegancka, zawsze ma ładne pantofle i nosi je nawet do płaszcza, widać chłód jej nie straszny. Niestety nie jest zbyt dobrym towarzyszem na siedzeniu obok, zwłaszcza jak przegląda katalog z kosmetykami... Znają się z Jowialnym, ustępuje jej miejsca, chociaż sam jeździ z niewygodnym neseserem. Ma taki wyraz twarzy, jakby się zawsze uśmiechał.
Kurcze, nie myślałam, że aż tylu ich... Ludzi, którym przyglądam się od poniedziałku do piątku. Ciekawa jestem, jak oni mnie by opisali?  Chociaż, może lepiej nie wiedzieć...

2 komentarze:

  1. Ha! Ja też nazywam sobie czasem "sąsiadów" z autobusu. Choć może bardziej łagodnie. ;) I głównie kobiety, bo co mnie w ogóle obchodzą faceci??? Mam ich dość w pracy i okolicach.

    A korzystania z telefonu w środkach komunikacji nie trawię jak i Ty. I jako człowiek mający zadatki na jakiś promil kultury wyciszam zawsze swój telefon przed wejściem.

    Co do muzyki, to też racja. Ta przez słuchawki mi nie przeszkadza, choć jako człowieka starej daty nieco śmieszy np na mrozie o piątej rano, a za to ta z głośniczków dobija. I nie wiem czy to jakaś prawidłowość ale najczęściej przez głośnik słucha się w moich okolicach ;) tandetnego polskiego hip hopu.

    Jakby se nie mogli normalnie Modern Talking puścić żeby i dziadek Portier nóżką potupał :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Łagodnie? A co ja brutalna byłam? Piszę jak jest. Każdy z nas ma w głowie jakieś określenia na współpasażerów, tych "stałych" zwłaszcza, tylko nie zawsze ma to uświadomione.Ja lubię obserwować ludzi, stąd moje są takie. Lubię ich.

    Rozmowę telefoniczną staram się skończyć przed wejściem do autobusu, bo to nawet wygodniejsze jest. W moich też słucha się tandetnego polskiego hip hopu. Niestety. Człowiek by pomachał głową do Metalliki... ;-)

    OdpowiedzUsuń