sobota, 29 czerwca 2013

Zdobywanie szlifów

Pisałam już kiedyś, że zajęcie tłumacza to ciężka praca. Cóż, wielkiego doświadczenia w tej materii nie mam, ale po tym, czego do tej pory udało mi się dokonać mam kilka obserwacji.
Zdarzyło mi się w życiu napisać parę rzeczy, ale znacznie więcej udało mi się przeczytać. Muszę przyznać, że do napisania czegoś dobrego - powieści czy opowiadania - trzeba po prostu mieć talent. Moją pierwszą translatorską pracą było przełożenie opowiadań i wierszy napisanych przez zwykłych ludzi, fanów Sherlocka Holmesa - amatorów; drugą - opowiadanie o przygodach Sherlocka napisane przez pisarza, czyli jakby nie było profesjonalistę. Te dwie rzeczy bardzo się od siebie różnią. Tłumaczenie Pustego Domu Sherlocka z pewnością nie jest doskonałe, każde następne na pewno będzie lepsze, a przynajmniej taką mam nadzieję. Ale dopiero przekładając Przedziwny przypadek Johna Vincenta Hardena zrozumiałam na czym polega różnica. Opowiadanie Dana Andriacca tłumaczyłam zdanie po zdaniu - czytałam zdanie oryginału i od razu zapisywałam je po polsku i następne, czytałam i zapisywałam. Oczywiście musiałam wiele razy rozszyfrowywać idiomy i wyrażenia, ale cała reszta po prostu swobodnie płynęła. To było takie łatwe. Przy Pustym Domu musiała nieraz tłumaczyć całe bloki tekstu, żeby odnaleźć sens, dla Johna Vincenta nie sięgnęłam nawet po słownik. I nasuwa mi się tylko jeden wniosek z tej sytuacji, że to nie ja jestem takim świetnym tłumaczem, co jest raczej zrozumiałe, tylko Dan tak świetnie napisał opowiadanie. Oczywiście z całym szacunkiem dla autorów opowiadań i wierszy zawartych w Pustym Domu.
W każdym razie robota mnie wciągnęła i teraz jak to mówią w języku angielskim wbiłam zęby w Czas Zmian. "Wbiłam zęby" jest tu jak najbardziej trafnym określeniem, ponieważ praca Lynnette Porter to prawdziwe wyzwanie! Nie przebrnęłam nawet jeszcze przez jedną stronę, a już musiałam zrobić spore rozeznanie (konkretnie w różnych kwestiach okołoteatralnych i terminologii), a to dopiero początek! Mam nadzieję, że później będzie lepiej. 
A przy okazji innych poszukiwań trafiłam na stronę Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury, gdzie przeczytałam następujące Vademecum tłumacza:

W niełatwym zawodzie tłumacza literatury przydają się między innymi:
  • bardzo dobra znajomość języka docelowego, czyli polszczyzny, różnych jej stylów i rejestrów (także historycznych) oraz aktualnych zasad poprawności
  • co najmniej wystarczająca dla danego tekstu znajomość języka i kultury wybranego kraju oraz dziedziny, której dotyczy tekst
  • świadomość gatunków, konwencji i środków literackich, oczytanie
  • zdolności literackie
  • umiejętność krytycznej analizy i interpretacji tekstu
  • umiejętność redagowania własnego przekładu
  • umiejętność czytania ze zrozumieniem umów wydawniczych
  • umiejętność wyszukiwania informacji, także sposobami analogowymi (biblioteki!)
  • znajomość podstawowych zasad edytorstwa (np. zasad redagowania przypisów)
  • duża wiedza ogólna i ciekawość świata
  • gotowość do uczenia się przez całe życie
  • wytrwałość, cierpliwość, staranność
  • solidność, rzetelność i uprzejmość we współpracy
  • słuch językowy i muzyczny
  • samodzielność, odporność na samotność, samodyscyplina
  • empatia wobec autora, szacunek dla redaktora i czytelnika, asertywność wobec wydawcy

Patrząc na to, co czeka mnie z In Transition / Czas Zmian nawet duża wiedza ogólna ogólna i ciekawość świata mnie nie uratuje. Konieczna będzie gotowość do poszerzania wiedzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz