poniedziałek, 10 stycznia 2011

Książki

Chyba rok go namawiałam, żeby przeczytał. Już nawet dałam za wygraną w pewnej chwili i obiecałam samej sobie, że się więcej na ten temat nie odezwę. A potem Marcin Ciszewski - bo o jego książkach mowa - wydał "Mróz" i znów temat powrócił. Jego dwie pierwsze: "www.1939.com.pl" oraz "www.1944.waw.pl" mam w postaci audibooków, w dodatku ten pierwszy czytany jest przez pana Krzysztofa Banaszyka, któremu za tę interpretację dozgonna cześć i chwała, więc siłą rozpędu odświeżyłam sobie i ja. "Majora" przeczytałam własnoręcznie. Natomiast kiedy tylko wpadło mi w ucho połączenie słów Ciszewski-mróz-audiobook omal nie dostałam kręćka z radości. Kulminacja nastąpiła, kiedy dowiedziałam się, że "Mróz" jest również czytany przez pana Banaszyka. No po prostu żyć, nie umierać! Kocham te książki z jeszcze jednego względu, ale nie będę go wspominać publicznie. Pasują mi i bardzo mi się podobają, chociaż to męska literatura. Dlatego go namawiałam, żeby się z nią zapoznał. W piątek chyba zameldował *), że przeczytał 32 strony "1939"; dzisiaj, że skończył "1944" i szuka teraz dwóch eM - "Majora" i "Mrozu". A ja rok namawiałam - przeczytaj, spodoba Ci się. Warto, ze wszech miar.
Teraz czekam jeszcze na ostatnią część opowieści o Lisbeth Salander do posłuchania, którą to część pewien Pieprzony Kalle Blomkvist dostał pod choinkę. Wprawdzie już to przeczytałam, więc fabułę znam, niemniej jednak pan Krzysztof Gosztyła, którego w życiu bym o to nie podejrzewała!, odwalił kawał roboty niezgorszej niż jego imiennik (okazuje się, że rację miał pewien znajomy rajdowiec, też Krzysiek, który zwykł mawiać, że wszystkie Krzyśki to fajne chłopaki) i słucha się tego rewelacyjnie. Jakoś tak temperamentnie panowie zostali doskonale dobrani do rodzaju literatury - Gosztyła skandynawskiej, Banaszyk naszej, rodzimej. Nie mogę się doczekać.
Kolejny kawał porządnej lektury - tym razem naprawdę lektury, wbrew opinii niektórych ja też wciąż czytuję książki drukowane - to zestaw opowiadań pod wspólnym tytułem "Jeszcze nie zginęła". Gruba cegła, ciekawe nazwiska, jeszcze ciekawsze historie, w których kryje się nie tylko obserwacja zmieniającego się świata i otaczającej nas rzeczywistości, ale także, a może przede wszystkim ogromny ładunek... patriotyzmu. O czym są te opowiadania nie powiem Wam, przeczytajcie sami. Są o ludziach i o sprawach najważniejszych. W każdym razie jeśli ktoś po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej sądził, że w razie wojny współczesny Polak wybierze euro zamiast Ojczyzny, to grubo się pomylił.
Ech, aż samemu chce się pisać...
*) "Nie zameldował, a jedynie łaskawie poinformował..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz