środa, 19 marca 2014

Podążaj za swoją pasją

Gdzieś kiedyś przeczytałam życiową poradę, żeby zawsze podążać za swoją pasją, bo to zaprowadzi cię w końcu tam, gdzie chcesz być i da satysfakcję – jakoś tak to mniej więcej brzmiało. Rozmyślając o tym zdaniu – podążaj za swoją pasją – zawsze miałam przed oczami ludzi, którzy „od zawsze” skupieni byli na czymś w swoim życiu, a co z czasem doprowadziło ich do spektakularnego sukcesu. „Zawsze chciałem być aktorem”; „Od zawsze pociągały mnie samochody”; „Praktycznie każdą wolną chwilę spędzałem grzebiąc w komputerze” – znacie ten typ, prawda? Jest jeszcze inny, mniej „spektakularny” – np. „Zawsze wiedziałam, że chcę mieć troje dzieci”. Z biegiem lat obserwuję, że takie „życzenia” ludziom się spełniają. To naprawdę działa w ten sposób, że gdy wypowie się to „życzenie”, to cały Wszechświat zaczyna obracać się w taki sposób, aby umożliwić ci osiągnięcie upragnionego celu. Zresztą nazywajcie to jak chcecie, tak się dzieje i już.
No tak, pięknie powiedziane: „podążaj za swoją pasją”, tylko co mają zrobić tacy jak ja, którzy nie mają jednej, określonej życiowej pasji? Mam na siłę skupiać się na czymś, co lubię (zaledwie „lubię”) najbardziej z nadzieją, że to mnie kiedyś wreszcie dokądś zaprowadzi? Przecież to bez sensu. Jak spełniać marzenia, kiedy nie do końca samemu się wie, o czym się marzy? Co mogę zrobić ja konkretnie, uwielbiająca Sherlocka Holmesa, język angielski i motoryzację? Jaka ścieżka na przyszłość rysuje się dla mnie na podstawie tych trzech rzeczy? Mówiąc szczerze bardzo długo nie widziałam ŻADNEJ ścieżki. Miałam wrażenie, że nic nie układa mi się w życiu tak, jak powinno, tak, jak bym chciała.
Tak mijały lata. Mój ukochany Sherlock, na którego nikt nigdy nie stawiał, zawiódł mnie na egzaminach do liceum. Nigdy nie było mi dane pójść na studia i studiować języka angielskiego tak, jakbym tego chciała, ale mimo to moja znajomość tego języka rosła. Uczyłam się zupełnie innych rzeczy, pracowałam wykonując zupełnie inne zajęcia, niż moja wymarzona kiedyś praca tłumacza. Jakoś zawsze ciągnęło mnie do książek, w ten czy inny sposób. Czytając cudze przekłady zawsze wyobrażałam sobie, że to ja przetłumaczyłam. Zastanawiałam się jak brzmiał oryginał.
Wierzę, bo doświadczyłam tego już nie raz w swoim życiu, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jak powiedział Sherlock do Mycrofta (a może Mycroft do Sherlocka): Wszechświat jest zbyt leniwy na przypadki. Zatem i ja pewnego dnia powiązałam mojego ukochanego Sherlocka z moim ukochanym angielskim i na dodatek zostałam tłumaczem. To na razie bardzo szumne słowo, ale jest na świecie jedna książka z moim nazwiskiem na okładce, a za chwilę będzie też kolejna. Andrzej Polkowski, ten, który tak fenomenalnie przetłumaczył Harry'ego Pottera, z wykształcenia jest archeologiem, więc wszystko przede mną.
Gdyby mi ktoś wtedy, po egzaminach do liceum powiedział, że Sherlock odpłaci mi kiedyś w przyszłości taką piękną kartą, to bym mu po prostu nie uwierzyła. Może nie był najszczęśliwszym wyborem na egzaminie, ale z pewnością okazał się dobrym wyborem na życie. Najsłynniejszy Anglik, który nigdy nie istniał sprawił, że zaistniałam ja – taka, o jakiej marzyłam. Stało się coś, w spełnienie się czego kazano mi już wątpić. Nie dokonałam epokowego odkrycia, nie zostanę drugim Einsteinem, to fakt. Ale satysfakcji, którą teraz czuję, też nikt mi nie odbierze.
Zatem cokolwiek lubisz robić, co daje ci prawdziwą satysfakcję i radość – tobie, nikomu innemu – rób to. Bądź wierny sobie i żyj w zgodzie z samym sobą, nawet jeśli inni mówią ci, że „Sherlock Holmes to nie była dobra postać na egzamin ustny z polskiego”. Ani ty, ani tym bardziej oni nie mają pojęcia, kiedy i w jakiej formie to do ciebie wróci. Podążaj za swoją pasją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz