Miało ono charakter biznesowy, ale po części oficjalnej wybraliśmy się całą grupą do McDonalda na kawę. Było nas tam łącznie około 12 osób, kobiet i mężczyzn, w różnym wieku (od 18 do przeszło 50 lat), z różnymi doświadczeniami życiowymi, na różnych stanowiskach, w różnych firmach. Byli to ludzie właściwie mi obcy, obcy w tym sensie, że poza jedną osobą, którą znam już od kilku lat i z którą przegadałyśmy wiele godzin o bardzo ważnych, życiowych sprawach, cała reszta nie była mi aż tak bliska. I w tej grupie różnych osób, która siedziała ze sobą tyle czasu, ile potrzeba do wypicia gorącej herbaty, coli, czy shake`a, ani razu nikt nie narzekał. Siedzieliśmy uśmiechnięci, zrelaksowani, spokojni. Dyskutowaliśmy żywiołowo, a jakże, a wszystko, cokolwiek zostało powiedziane służyło wzajemnemu wsparciu i pokrzepieniu, dodaniu motywacji do działania. Nie padło ani jedno słowo mogące kogokolwiek z nas zdemotywować, nikt na nic nie narzekał, nie było rozdrapywania ran, analizowania porażek z przeszłości i niewykorzystanych szans. Nie było „przerzucania się osiągnięciami”, byle okazać się lepszym od pozostałych. W ogóle nikt nie mówił o przeszłości, wszystkie rozmowy dotyczyły tego, co będzie, nie tego, co było.
I to było niesamowite.
Pojechałam na to spotkanie zmęczona po dniu wytężonej pracy. Nie miałam ochoty jechać jeszcze do McDonalda. W Maku zastanawiałam się czy nie zamówić kawy, żebym mogła w ogóle przetrwać resztę spotkania. A tymczasem całość dała mi pozytywnego kopa, dzięki któremu kawa zupełnie nie była potrzebna. Wróciłam do domu wprawdzie zmęczona, ale bardzo zadowolona.
Trochę inna bajka, ale gdy bawiłem się w związkowca i po skończonej np. o 22 dniówce wracałem do domu circa o pierwszej w nocy po długich i trudnych rozmowach z koleżankami i kolegami, po kłótniach, sporach, wyjaśnianiu, zbieraniu podpisów itp to byłem młodszy o jakieś dwadzieścia lat. Dawało mi to niesamowity power.
OdpowiedzUsuń